środa, 4 listopada 2015

Stay with me

Tessa
-Mieliśmy wyjechać razem...- głos Harry'ego był zrezygnowany i smutny.
Jedno spojrzenie w jego oczy, a ja już wiedziałam jakie emocje się w nim kryją. Przyjaźnimy się od tylu lat, że śmiało mogę stwierdzić, iż znam go bardzo dobrze, czasem nawet lepiej niż on sam. 
-Wiem Harry, ale to nie moja wina, że się nie dostałeś. Nie mogę stracić takiej szansy, proszę zrozum to- tłumaczyłam. 
Tak bardzo jak nie chciałam zostawić go samego, równie bardzo chciałam wyjechać. Ta wymiana to dla mnie ogromna szansa, mogę się wiele nauczyć w innym kraju. Dlaczego on nie rozumie, że mi także jest ciężko? 
-Widać jak bardzo ci na mnie zależy! Gdybyś była prawdziwą przyjaciółką chciałabyś mojego szczęścia!- wykrzyczał prosto w moją twarz. 
Nozdrza chłopaka rozszerzały się gwałtownie w zdenerwowaniu. Dawno nie widziałam go tak wściekłego, jednak wiem, że spowodowane jest to żalem, który do mnie czuje. 
-To co mówisz jest samolubne. Ja nie stawałabym ci na drodze w spełnianiu marzeń- starałam się tego nie ukazywać, ale słowa, które wypowiadał w moim kierunku bardzo mnie raniły. 
-To były NASZE marzenia. Wszystko zniszczyłaś- jego głos przepełniony był jadem. Czy on mnie nienawidzi? Przecież jesteśmy przyjaciółmi... Przyjaciele nie ranią się celowo, a jego słowa bolą, cholernie bolą. 
-Harry proszę cię nie mów tak, nie kłóćmy się. Przecież wiesz, że mam tylko ciebie. Zawsze razem, pamiętasz?- powiedziałam z nadzieją, że chłopak odpuści. Próbowałam się nawet do niego przytulić, jednak mnie odepchnął. 
Auć. 
-Owszem pamiętam, ale ty najwyraźniej zapomniałaś! Zostawiasz mnie samego i wyjeżdżasz na inny kontynent! Co ty w ogóle wiesz o przyjaźni?! Nie chcę mieć z tobą już nic wspólnego!- krzyknął i trzaskając drzwiami opuścił mój pokój, a następnie dom. 
Oczy napełniły mi się łzami. Bezwładnie opadłam na łóżko i bez jakichkolwiek emocji na twarzy wpatrywałam się w sufit.
To nie miało tak wyglądać. To wszystko cholera miało być inaczej! 
Dlaczego on się nie dostał? Przecież jest wzorowym uczniem i ma wyśmienite oceny. Nie chcę jechać sama, ale nie mogę zmarnować takiej szansy, która prawdopodobnie nigdy się nie powtórzy. To wszystko nie jest sprawiedliwe. Czy ja go właśnie straciłam? Czy on naprawdę to wszystko co było miedzy nami przed chwilą zakończył? Nie wierzę. 
Straciłam oparcie w jedynej bliskiej mi osobie. Ale skoro on jest taki dla mnie proszę bardzo, nie będę nalegać. Mówią, że o przyjaźń się nie walczy, prawdziwa przetrwa wszystko. Wierzę, iż to co jest między nami jest szczere i prędzej czy później pogodzimy się, jednak ja nie mam zamiaru pierwsza wyciągnąć do niego ręki. Nie tym razem. 
Dobra, koniec użalania, muszę się wziąć w garść i zacząć pakować. W końcu od jutra moje życie ma się zmienić. 
Wyjeżdżam i zostawiam tutaj najbliższych. Mam nadzieję, że kiedy wrócę za rok wszystko będzie na swoim miejscu.
Jednak moim marzeniem jest to, że gdy wysiądę z samolotu będzie na mnie czekał chłopak z zielonymi oczami i burzą loków na głowie.

***

-O patrzcie wszyscy, wróciła nasza kochana kujonka!- usłyszałam drwiące głosy chłopaków, dokładnie rok później, kiedy przyjechałam do Londynu z wymiany uczniowskiej.
Przez ostatnie lata zdążyłam się przyzwyczaić do ich niezbyt miłych i kreatywnych komentarzy więc zbytnio mnie one nie ruszały.
Byli to typowi, średnio mądrzy nastolatkowie z mojej szkoły. Ich ciała pokrywały liczne tatuaże wyrażające nastawienie do życia jakie posiadali. Niby wiele lasek na nich leciało bo trzeba przyznać, że byli przystojni, jednak swoją inteligencją nie grzeszyli, więc przynajmniej u mnie byli skreśleni już na starcie.
W sumie wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że pośród nich zauważyłam Harry'ego. Śmiał się ze mnie razem z nimi.
Nie powiem zabolało mnie to. Przez ostatni rok nie mieliśmy ze sobą kontaktu. On się nie odzywał, a ja nie chciałam się narzucać, chociaż strasznie za nim tęskniłam. Na początku bardzo to przeżywałam. Nie mogłam spać, bo cały czas zastanawiałam się co u niego słychać, co robi i jak sobie radzi. Kiedy w końcu zdecydowałam się zadzwonić, od razu z tego rezygnowałam bojąc się jego reakcji. Po jakimś czasie postanowiłam jednak jak najlepiej wykorzystać wyjazd i cieszyć się każdą chwilą spędzoną w USA.
Nadszedł w końcu dzień, gdy musiałam wracać i zmierzyć się z tym co zostawiłam w Londynie. Cały czas, aż do teraz miałam nadzieję, że wszystko będzie tak jak dawniej, że Harry będzie na mnie czekał i mocno uściśnie mnie na powitanie...
Rzeczywistość okazała się niestety nieco inna i bardzo bolesna.

***

Dni mijały, a ja nadal nie miałam kontaktu z Harry'm. Moje życie w liceum od kiedy wróciłam z wymiany zamieniło się w piekło. Wszyscy się ze mnie nabijali, nie miałam ani jednej przyjaznej duszy przy sobie.
Kiedyś nie ruszałaby mnie opinia innych, jednak teraz gdy mój niegdyś najlepszy przyjaciel poniża mnie przed wszystkimi, nie potrafię stłumić w sobie emocji. Coraz częściej gdy wracam do domu zamykam się w pokoju i płaczę w poduszkę. To zbyt wiele. Jestem silna, a raczej byłam. Oni mnie zniszczyli.
Wszystko co dzieje się w szkole odbija się na mojej psychice. Nie mam motywacji by się uczyć, łapię pełno słabych ocen przez co jestem jeszcze większym obiektem drwin. Moja pewność siebie, którą posiadałam zaledwie kilka miesięcy temu teraz gdzieś wyparowała. Czuję się nikomu nie potrzebna, bezużyteczna czasem nawet mam ochotę usnąć i nigdy się nie obudzić.
Starałam się nawiązać jakiś kontakt z Harry'm jednak każda moja próba porozmawiania z nim kończyła się jakimś niemiłym komentarzem z jego strony. Nie wiem czy wiecie jak to jest stracić przyjaciela, ale jeśli nie to jesteście szczęściarzami. Zawsze walczcie o to co macie, ale przede wszystkim starannie dobierajcie ludzi, którymi się otaczacie. Ja niestety zostałam bez niczego i nawet nie mam o kogo walczyć. Ktoś kto był dla mnie wszystkim po prostu zniknął. Teraz jest osobą z ciemną duszą i tatuażami na ciele.
Harry nie jest zły, wręcz przeciwnie to cudowny chłopak. Trochę się w życiu pogubił i mam świadomość tego, że przyczyniłam się do jego własnej autodestrukcji. Obawiam się, że już za późno by była jakaś szansa naprawienia go.
Gdybym nie wyjechała na tę cholerną wymianę żadna z tych rzeczy, która teraz się dzieje nie miałby miejsca. Harry byłby Harry'm, a nie kimś przed kim zawsze mnie ostrzegał.


***

Rano obudzona dźwiękiem budzika wstałam jak zwykle szykując się na kolejny ciężki dzień w szkole. Umyłam twarz, zęby, ubrałam się i umalowałam jak chyba wszystkie dziewczyny w moim wieku. Wychodząc z domu zabrałam jeszcze z wyspy kuchennej pieniądze, które każdego dnia zostawiali mi rodzice po czym zakluczyłam drzwi i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego.
No to piekło czas zacząć- pomyślałam gdy znalazłam się tuż przed bramą szkoły.
Kiedy weszłam na plac przed budynkiem liceum spotkałam się ze strasznym zaciekawieniem moją osobą. Każdy dosłownie każdy gapił się na mnie i uśmiechał pod nosem. No dobra wiem, że w tej szkole mnie nie lubią, ale takie zachowanie jest co najmniej dziwne.
-Dlaczego się tak gapicie? Mam coś na twarzy?- oburzona zapytałam jakiegoś nieznajomego chłopaka, który z zaciekawieniem mi się przyglądał tak jak cała reszta.
-Myślę, że powinnaś zobaczyć korytarze i tablice ogłoszeń- odpowiedział po czym zniknął gdzieś w tłumie.
Zmieszana nieco jego odpowiedzią popędziłam czym prędzej do budynku szkoły. Kiedy weszłam do środka nogi się pode mną ugięły.
Na każdej ze ścian wisiał plakat niczym z play boya tyle, że zamiast jakiejś plastikowej lalki byłam tam ja! Nie wierzę, że posunęli się do czegoś takiego.
Nie musiałam się zastanawiać kto to zrobił, od razu wiedziałam, że stoją za tym nowi przyjaciele Harry'ego i pewnie nawet on sam. Ile ja jeszcze jestem w stanie znieść?
Nie czekając ani chwili, zapłakana rzuciłam się by zedrzeć te plakaty jak najszybciej ze ścian. Oczywiście sama nie miałam szans się ich pozbyć bo jak przypuszczam cały budynek był nimi obklejony.
W pewnym momencie wpadłam na kogoś, przez zamglone oczy nie rozpoznałam od razu postaci, ale wyczułam jej zapach. Tylko jeden chłopak w tej szkole używa tych perfum i jest nim Harry.
Bez zastanowienia, jakby w amoku zaczęłam okładać jego klatkę piersiową pięściami krzycząc przy tym jak bardzo go nienawidzę.
Kiedy opadłam z sił odwróciłam się od niego i czym prędzej wybiegłam ze szkoły. Nie mogłam tam zostać ani chwili dłużej. Jestem skończona, mam dość tego wszystkiego co dzieje się w moim życiu.
Nie mogę tak dłużej, to musi się skończyć.

***

Harry
To dziś. Dzień pogrzebu. 
Dopiero śmierć sprawiła, że otrząsnąłem się z tego stanu, w którym żyłem przez ostatni rok.
Zmieniłem się, zacząłem palić, pić od czasu do czasu ćpać. Wydziarałem całą rękę i część pleców. Kiedy ostatnio przeglądałem zdjęcia z dzieciństwa sam siebie nie poznałem. 
Fotografie uwieczniły szczęśliwego chłopaka, który miał kochających ludzi przy sobie. Gdzie oni teraz są? Och tak, zostali odsunięci w drastyczny sposób.
Przez towarzystwo z jakim zacząłem się prowadzić zniszczyłem sobie życie.
Miałem Tess, jednak straciłem ją. Tą piękną dziewczynę z blond włosami, szarymi oczami i różowymi ustami. Jak głupi byłem, że sam ją od siebie odsunąłem? 
Już nawet nie łudzę się, że ją odzyskam. 
Gdybym mógł cofnąć czas wszystko wyglądałby inaczej. Nigdy nie wykrzyczałbym jej, że nie chce mieć z nią nic wspólnego. Byłbym przy niej kiedy wyjeżdżała i wracała. Nie przeżywałaby piekła jakie zafundowałem jej z chłopakami, gdy przyjechała z USA. Kurwa! 
Przecież to była, jest najważniejsza kobieta w moim życiu. Ona pokazała mi co to znaczy troszczyć się o kogoś, nauczyła mnie cieszyć się z najmniejszych rzeczy. Udowodniła, że świat może być piękny, a ja potraktowałem ją w taki sposób.
-Harry musimy wychodzić!- krzyk matki przerwał moje przemyślenia. 
Podniosłem się z łóżka po czym opuściłem pokój, a następnie razem z rodzicami wsiedliśmy do samochodu by po dziesięciu minutach jazdy dotrzeć na cmentarz.
Cała ceremonia przepełniona była smutkiem oraz łzami rodziny jak i przyjaciół. Zjawiło się mnóstwo osób. Wszyscy ubrani na czarno, wyglądali tak przygnębiająco. Jednak widok pięknej blondynki dosłownie łamał mi serce. 
Jej oczy były czerwone od łez, widać też, że od dłuższego czasu nie spała. W sumie jak tu się dziwić jeśli traci się w wypadku ojca. Znam ją... Znałem i wiem, że była z nim bardzo zżyta. Spędzali razem mnóstwo czasu. Kochał ją, była jego oczkiem w głowie.
Zresztą każdy kto bliżej poznał tę dziewczynę nie może bez niej żyć. Najlepszym przykładem jestem ja sam. Przez ten rok kiedy wyjechała codziennie o niej myślałem, jednak moja męska duma nie pozwalała na to by się z nią skontaktować, czego z biegiem czasu tak bardzo żałuję.
Cmentarz pustoszał coraz bardziej, została już tylko najbliższa rodzina, która i tak zbierała się do wyjścia.
-Matka Tessy zaprosiła nas do siebie. Powinniśmy już iść- odezwał się mój ojciec, jednak ja byłem zajęty przyglądaniem się złotowłosej dziewczynie.
-Dołączę do was później, chcę z nią porozmawiać- oznajmiłem. 
Moi rodzice wraz z rodziną Tessy opuścili cmentarz. Zostałem tylko ja i ona.
Dziewczyna padła na kolana przy grobie swojego ojca i wylewała cały zapas łez jaki zgromadził jej organizm. Nie mogłem ani chwili dłużej stać bezczynnie i patrzeć jak cierpi. Ruszyłem z miejsca po czym kiedy stałem tuż nad nią pochyliłem się i przytuliłem ją. Tess podniosła się po czym odwróciła w moją stronę i już myślałem, że chce mi przywalić, albo zwyzywać od najgorszych dupków, jednak ona wpadła w moje ramiona i zaczęła głośno szlochać. Objąłem ją mocno i kurwa przysięgam w tym momencie czułem się jakbym trzymał przy sobie cały świat. Nie potrafię słowami opisać jak bardzo za nią tęskniłem.
-Tessa błagam cię wybacz mi- szepnąłem do jej ucha. 
Dziewczyna podniosła wzrok by spojrzeć na moją twarz, wpatrywała się we mnie tymi szarymi tęczówkami. Czułem jakby skanowała całą moją duszę od środka.
-Nigdy więcej mnie nie zostawiaj- powiedziała i ponownie wtuliła głowę w moje ramiona. 
Poczułem jak z serca spada mi ogromny ciężar. Jeszcze dwie godziny temu byłem spisany na straty, a teraz widzę dla siebie światełko w tunelu i to wcale nie jest pociąg który mnie zniszczy, lecz dziewczyna dzięki której moje życie ponownie nabierze barw. 

***

-Nie wiedziałam, że masz prawo jazdy- powiedziała dziewczyna, kiedy jakiś czas później przyjechałem pod jej dom, by zabrać ją za miasto.
-Wiesz... Miałem sporo czasu, kiedy cię nie było- odpowiedziałem i ruszyłem z miejsca,  Tessa w tym czasie zapinała pasy.
-Jak to się stało?- zapytała nagle, a ja rzuciłem jej zdezorientowane spojrzenie, bo nie do końca wiedziałem co ma na myśli- Chodzi mi o to dlaczego zacząłeś zadawać się z tamtymi chłopakami. Naprawdę ich lubisz?- sprecyzowała.
No tak, znałem ją na tyle dobrze, że mogłem się domyślić, że prędzej czy później na pewno o to zapyta. 
-No wiesz...- zacząłem niepewnie, bo jakoś dziwnie było mi się przyznać do tego, że wcale nie radziłem sobie tak dobrze jak wszyscy myśleli- Było mi bardzo ciężko. Nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca i któregoś dnia tak się złożyło, że dołączyłem do ich paczki- wyjaśniłem pokrótce.
Nie chciałem za bardzo zagłębiać się w ten temat. Żałuję swojego zachowania i gdybym mógł zmieniłbym przeszłość.
-Gdzie jedziemy tak w ogóle?- dziewczyna zapytała po chwili ciszy zmieniając temat. Wiedziała, że nie chciałem dłużej rozmawiać o tym co działo się w moim życiu od jej wyjazdu do pogrzebu pana Richarda.
Jak ona mnie dobrze zna...
-To już niespodzianka- odpowiedziałem uśmiechając się do niej co odwzajemniła.
Po kolejnych kilkunastu minutach jazdy w końcu dotarliśmy na miejsce, a dokładniej nad jezioro, które znajdowało się niedaleko miasta.
-I ja mam do tego wsiąść?- widać, że była niepewna co do łódki, którą wcześniej przygotowałem jednak wiedziałem, że prędzej czy później zgodzi się do niej wejść.
-No chodź, przecież jest bezpiecznie- namawiałem ją, a żeby uwiarygodnić swoje słowa sam wszedłem pierwszy.
-Znając ciebie to wywrócimy się po dwóch minutach- stwierdziła śmiejąc się.
-Jeśli nie wsiądziesz to się nie przekonasz- uśmiechnąłem się, po czym podałem blondynce rękę zachęcając ją tym by wsiadła do łódki.
Przez chwilę wahała się jednak po chwili podała mi swoją dłoń. Łódka zakołysała się jednak na szczęście nie wylądowaliśmy w wodzie.
Kiedy upewniłem się, że dziewczyna siedzi bezpiecznie obok mnie chwyciłem za wiosła i odepchnąłem łódkę od brzegu. Na początku może i nie szło mi za dobrze, ale jak już złapałem o co chodzi odpłynęliśmy w głąb jeziora.
-Widzisz, jakoś żyjemy- stwierdziłem dumnie opierając się o brzeg łódki.
-Udało ci się tym razem- dziewczyna uśmiechnęła się i przysunęła bliżej mnie.
Oparła plecy o moją klatkę piersiową, a głowę ułożyła na moim ramieniu. Otuliłem ją ramionami i to było naprawdę niesamowite uczucie mimo, że ona tylko się do mnie przytulała. Chciałbym żeby było już tak zawsze, żeby już nigdy mnie nie zostawiła.
-Wiesz dlaczego wtedy tak bardzo nie chciałem żebyś wyjeżdżała?- zacząłem.
-Musimy do tego wracać?- zapytała zrezygnowanym tonem i odwróciła się by na mnie spojrzeć.
Wiedziałem, że dla niej ten temat też nie jest łatwy. Odsunąłem ją od siebie, a później kiedy została bez żadnego wsparcia niszczyłem jej z chłopakami życie. Jednak zdałem sobie sprawę ze swojego błędu i właśnie staram się wszystko naprawiać.
-Proszę Tess... Wiesz?- ponowiłem pytanie po chwili ciszy.
-Nie, powiedz mi- odpowiedziała, a ja poczułem, że nie potrzebnie zaczynałem...
Chcę jej powiedzieć coś bardzo ważnego, ale boję się jak na to zareaguje.
-Bo ja... Cholera nie, nie mogę. Zapomnij- zmieszałem się. Nie mogę jej powiedzieć, boje się, że wszystko zniszczę.
-Za późno teraz musisz mi powiedzieć. W przeciwnym razie nie dam ci spokoju- no to jestem na straconej pozycji.
A mogłem nie zaczynać tego tematu... No, ale teraz już klamka zapadła, muszę to z siebie wyrzucić.
-Tessa bo ja... Ja kochałem cię. I to wcale nie jak przyjaciółkę, to było mocniejsze uczucie i wiesz? Ono trwa nadal- wydusiłem w końcu.
Chowałem to w sobie tak długo i nawet trochę mi ulżyło, kiedy jej o tym powiedziałem, chociaż strasznie bałem się jak zareaguje.
-Harry...- patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, w których zaczynały zbierać się łzy- Ten rok bez ciebie, to był najgorszy czas w moim życiu. Teraz już wiem dlaczego mówi się, że doceniamy coś dopiero, kiedy to stracimy... Gdy byłam na tej wymianie dotarło do mnie, że to co do ciebie czuje to nie jest coś co można zignorować, dlatego jak wróciłam starałam się z tobą skontaktować. Zawsze byłeś dla mnie najbliższą osobą, tylko z tobą czuję, że tak naprawdę żyję. Kocham cię- wyznała. O kurwa! Co ona przed chwilą powiedziała? Kocha mnie?
Oficjalnie jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mam ochotę skakać z radości. Tak bardzo bałem się jej powiedzieć o moich uczuciach, a okazuje się, że ona czuje to samo. To chyba najlepsze co mogło mnie w życiu spotkać.
Wykorzystując okazję zbliżyłem się do dziewczyny i ująłem jej twarz w dłonie. Gładziłem jej policzki aż w końcu złączyłem nasze usta w pocałunku.
W naszym pierwszym pocałunku.
Czekałem na niego tak długo, ale było warto. Przepełniony był różnymi emocjami i wydawał się nie mieć końca, ale wcale na to nie narzekałem, było to naprawdę cudowne uczucie. Ona była cudowna.
-Zamierzasz mnie tylko całować?- zapytała nagle przerywając tą cudowną chwilę.
-C-Co?- wydukałem zdezorientowany.
-Wiesz o co mi chodzi Harry- powiedziała uwodzicielskim tonem.
Nie mogłem uwierzyć. Tessa Young sama z siebie zaproponowała mi seks. Byłem trochę zaszokowany, bo nie spodziewałem się, że to wszystko potoczy się tak szybko.
-Mówisz poważnie?- chciałem się upewnić, na co ona pokiwała tylko głową.
No dobra. Wow. Nie byłem zbyt pewny czy to aby na pewno dobra decyzja, ale skoro ona jest przekonana...
-Może pojedziemy do mnie?- zaproponowałem po chwili.
-Nie wytrzymam tak długo- przyznała, przez co zaczynałem czuć coraz większe podniecenie.
Jak najszybciej dopłynąłem z powrotem do brzegu nie odrywając wzroku od Tessy.
Nie wiem nawet kiedy to się stało, ale po chwili oboje leżeliśmy na piasku niedaleko brzegu jeziora. Było małe prawdopodobieństwo, że ktoś tutaj przyjdzie więc mogliśmy sobie na to pozwolić.
Zabrałem się właśnie za ściąganie koszulki Tessy, ale wcześniej jeszcze raz upewniłem się, że na pewno chce to zrobić.
-Harry proszę cię, tak- powiedziała i z pożądaniem wpiła się w moje usta, zaplatając palce w moje włosy.
Nie wierzyłem, że to się właśnie dzieje, ale równocześnie bardzo tego chciałem. Sprawnie pozbyłem się bluzki dziewczyny, a następnie jej stanika sprawiając, że trochę się zawstydziła.
-Nie musisz się wstydzić, jesteś piękna- zapewniłem ją.
-Tylko, że ja nigdy... z nikim...- powiedziała drżącym głosem.
-To jeszcze lepiej- przygryzłem wargę i zacząłem składać mokre pocałunki wzdłuż jej obojczyków, a następnie przeniosłem się na szyję.
Czułem się cholernie dobrze wiedząc, że to jej pierwszy raz i, że zdecydowała się to zrobić właśnie ze mną.
Rozpiąłem swoje spodnie, a ona pociągnęła je niżej. Widziałem, że jej ruchy są trochę niepewne, ale to sprawiało, że czułem jeszcze większe pożądanie. Ostatecznie w końcu pozbyłem się dolnej części swojej garderoby, a następnie spódnicy Tess. Szybkim ruchem przejechałem palcem po jej łechtaczce sprawiając, że cicho jęknęła i rozszerzyła nogi. Wykorzystałem to i wsunąłem w nią swój palec sprawiając, że odchyliła głowę w tył. Kiedy przekonałem się, że jest już wystarczająco mokra odsunąłem się od niej na chwilę, ale tylko po to by odszukać w spodniach portfela i wyciągnąć z niego prezerwatywę.
Szybkim ruchem założyłem ją na moje twarde już przyrodzenie i z powrotem wróciłem do ust Tessy. Po chwili ostrożnie, ale zdecydowanie wszedłem w nią na co głośno jęknęła.
-Wszystko dobrze?- zapytałem wypuszczając powietrze.
-Tak. Proszę kontynuuj- mówiła drżącym głosem i owinęła ręce wokół mojej szyi przyciągając mnie bliżej.
Nie przestawałem się poruszać, z każdą sekundą czując coraz większą rozkosz. Ona za to z każdym moim ruchem jęczało coraz głośniej i coraz mocniej wbijała paznokcie w moje nagie plecy. Wyraz bólu zszedł z jej twarzy, a w zamian pojawiła się rozkosz. Oczy dziewczyny były błyszczące i pełne pożądania. Czy ja mówiłem już, że to najszczęśliwszy dzień mojego życia?
-Harry, jestem tak blisko- blondynka wydyszała w moją szyję.
Zmieniłem nieco kąt i poruszałem się jeszcze szybciej niż chwilę wcześniej przez co sprawiłem, że dziewczyna doszła wyginając plecy w łuk. Czułem jej drżące ciało pod sobą, kiedy nie przestawałem się poruszać. Po kilku głębszych pchnięciach i ja doznałem spełnienia. Wyszedłem z niej i rzuciłem się plecami na piasek obok starając się uspokoić oddech.
-Kocham cię Harry- wyszeptała odwracając głowę, by na mnie spojrzeć.
-Kocham cię Tessa- pochyliłem się by złożyć pocałunek na jej czole.

***

Miłość często spada na nas niespodziewanie. Zwykle długo tłumimy ją w sobie bojąc się, że nas przytłoczy, albo zniszczy nasze relacje z drugą osobą. 
W przypadku moim i Tessy wszystko skończyło się lepiej niż mógłbym to sobie wymarzyć. Ona jest kobietą mojego życia i jestem tego pewien w stu procentach. Nikt nie mógłby dać mi tyle szczęścia co ta niewielka blond istota. Wiem, że gdyby nie ona teraz byłbym nikim. Wyciągnęła mnie z ciemności w jaką wpadłem na własne życzenie. Nigdy we mnie nie zwątpiła mimo licznych błędów jakie popełniałem. Czasem czuję, że na nią nie zasługuję, ale jedno jest pewne. Nikt nie pokocha jej bardziej niż ja. Szaleje na jej punkcie, wręcz mam jakąś obsesję. Nigdy nikomu nie pozwolę jej skrzywdzić. Jest najlepszym co mogło mnie w życiu spotkać i jestem gotów oddać za nią życie. Spędzę z nią wszystkie chwile jakie mi pozostały. Mimo, że jesteśmy jeszcze młodzi ja wiem, że z nią chcę być do końca i żadna siła nie będzie w stanie zniszczyć naszej miłości, bo ja i ona to jedno. 
Bez siebie nie jesteśmy w stanie przetrwać.

                                                                                                                    
Hejka!
Od czego by tu zacząć?
Wiemy, że dawno nic się tutaj nie pojawiało za co przepraszamy.
Pewnie zdziwią Was imiona użyte w opowiadaniu więc w kwestii wyjaśnienia:
Ta praca została napisana specjalnie na rzecz konkursu o wygranie całej książkowej serii After dlatego występuje tu Tessa i Harry.
Opowiadanie wygrało przez co jesteśmy bardzo szczęśliwe!!!
Mamy nadzieję, że Wam również spodoba się tak jak dziewczynom oceniającym je, dlatego prosimy o komentarze :D

sobota, 22 sierpnia 2015

Wait for you

Włącz podczas czytania ---> KLIKKLIK

Wszedłem do niewielkiego parku, niedaleko mojego domu. Od razu na jednej z ławek zobaczyłem Alison. Na sam jej widok od razu się uśmiechnąłem. Była moją dziewczyną już prawie dwa lata, a ja ciągle każdego dnia zakochiwałem się w niej od nowa. To najbardziej wyjątkowa osoba jaką kiedykolwiek spotkałem. Piękna, mądra, delikatna i kochana.
Podszedłem do niej od tyłu i dłońmi zakryłem jej piękne, duże brązowe oczy.
-Niall?- zapytała dość smutnym głosem. Od razu widziałem, że coś jest nie tak. To ona nalegała żeby się dzisiaj spotkać i to w dodatku w parku, a ten dzień akurat do najładniejszych nie należał.
-Cześć kochanie- usiadłem obok niej i jak zawsze kiedy się spotykaliśmy wręczyłem jej malutki bukiecik kwiatów. Nachyliłem się żeby ją pocałować, ale ta się uchyliła. Wtedy poczułem lekkie ukłucie w sercu. Co się z nią dzieje?
-Ali, coś się stało?- zapytałem patrząc na nią. Ona jednak wzrok miała utkwiony w czubkach swoich butów.
-Niall...- zaczęła odsuwając się na drugi koniec ławki, tak, że była ode mnie najdalej jak to było możliwe- Ja... My powinniśmy zerwać- powiedziała w końcu, a ja nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem.
-Co? Dlaczego? Co się stało?- ciągle nie mogłem przyjąć jej słów do wiadomości.
-Nie kocham cię, nie wiem nawet czy kiedykolwiek kochałam. Nie jesteś dla mnie zbyt dobry, potrzebuję kogoś lepszego- mówiła, a ja czułem jak moje serce rozpada się na miliony kawałków. Kochałem ją, nadal kocham ją do szaleństwa, a ona po dwóch wspólnych latach mówi mi coś takiego.
-Dlaczego Alison, ja... kocham cię- powiedziałem w miarę możliwości normalnym głosem, chociaż tak naprawdę chciało mi się płakać.
-To nie ma już dla mnie znaczeni. Zapomnij o mnie i zrozum nie kocham cię- zaakcentowała ostatnie trzy słowa i wstając z ławki odeszła zostawiając mnie samego. Chciałem za nią pobiec, ale najnormalniej w świcie nie miałem siły. Byłem w szoku. Po jej słowach cały mój świat się zawalił. Całą przyszłość wiązałem właśnie z nią, z nami. W tym roku skończyłem szkołę, szukam pracy, tylko dlatego żeby kupić dla nas wspólne mieszkanie, zamieszkać z moim skarbem. Teraz to wszystko nie ma sensu. Moje dalsze życie bez niej nie ma sensu...
Wstałem z miejsca i najszybciej jak tylko umiałem pobiegłem do domu. Po policzkach spływały mi już słone łzy. Obraz całkiem mi się zamazywał i o mało co nie zostałem potrącony prze przejeżdżając samochód. Na moje nieszczęście kierowca zdążył się zatrzymać. Mógł mnie przecież przejechać i byłby spokój. W końcu jakoś udało mi się dotrzeć do odpowiedniego domu. Na szczęście nikogo nie było w środku. Wszyscy wyjechali za miasto i wracają dopiero jutro, więc mam wystarczająco dużo czasu... Poszedłem do swojego pokoju i z głębi mojej szafy wyciągnąłem białą kopertę.
-Witajcie znowu- powiedziałem wyciągając z niej metalowe ostrza, których jeszcze kilka lat temu używałem niemal codziennie. Już dawno chciałem to zrobić, ale zawsze brakowało mi odwagi. Zawsze czułem, że tutaj nie pasuję, że nikomu nie jestem potrzebny. Zawsze niewystarczająco dobry, niewystarczająco przystojny, niewystarczająco mądry... Teraz jednak nie żałuję mojego tchórzostwa, bo mogłem poznać Alison. Była najlepszym co mi się w życiu przytrafiło, a teraz... Teraz odeszła jak wszyscy. Zawsze wszystkich zawodzę...
Poszedłem do łazienki i usiadłem na zimnych płytkach opierając się plecami o wannę. Wyciągnąłem rękę i już dłużej się nie zastanawiając przeciągnąłem ostrzem po nadgarstku przecinając żyły. Od razu z rany wypłynęła stróżka krwi, która z każdą chwilą robiła się coraz większa i zaczęła tworzyć kałużę na posadce. Pojedyncze łzy ciągle spływały po moich policzkach, ale z każdą chwilą zaczynałem czuć coraz większą ulgę...


Powoli otworzyłem oczy i zobaczyłem przed sobą biały sufit. Przez chwile nie wiedziałem gdzie jestem, ale kiedy tylko do moich uszu dotarło pikanie maszyn zrozumiałem, że to szpital. Nie, nie, nie, to nie miało tak być. Jakim cudem żyję? Przecież już dawno powinno mnie tutaj nie być!
-Niall? Niall, słyszysz mnie?- usłyszałem dobrze znany mi głos. To był Greg mój starszy brat. Powoli odwróciłem głowę w jego stronę, żeby na niego spojrzeć.
-Tak się cieszę, że w końcu się obudziłeś. Całe szczęście, że tamtego dnia wróciliśmy szybciej...- mówił dalej, kiedy doszedł do wniosku, że go słyszę i rozumiem.
-Wcale nie- powiedziałem bardzo słabo i cicho- Zrobiłem to nie po to, żebyście mnie ratowali.
-Nie mów tak. Wiesz co przeżywali rodzice przez te ostatnie dwa miesiące. Wszyscy strasznie się baliśmy, że już nigdy się nie obudzisz- powiedział i pogładził moje ramię. Byłem w śpiączce przez dwa miesiące, a nie mogłem umrzeć?!
-Nie prosiłem się o ratunek- wymruczałem.
-Dlaczego Niall? Dlaczego to zrobiłeś?- zapytał delikatnym i wyrozumiałym głosem.
-Po prostu nie miałem już po co żyć- wyjaśniłem.
-Jak to? Przecież miałeś znaleźć pracę, kupić mieszkanie dla ciebie i Ali? Co się stało?
-No właśnie miałem. Teraz to już nie ma sensu.
-To przez Alison, prawda?- zapytał, a do mnie od razu wrócił wspomnienia z tamtego dnia. Znów poczułem ten okropny smutek i jedna łza spłynęła po moim policzku.
-Ej no co ty stary chyba nie zrobiłeś tego przez nią?- zapytał, a ja tylko skinąłem głową. Poczułem, że muszę się komuś wygadać, a Greg był moim bratem, więc uznałem, że to właściwa osoba.
-Powiedziała, że mnie nie kocha i że nie jestem dla niej zbyt dobry, rozumiesz? Po dwóch latach tak ze mną zerwała- wyjaśniłem.
-Nie możesz próbować się zabić, przez jedną laskę, na pewno jeszcze spotkasz kogoś lepszego, kto cię doceni i naprawdę pokocha- próbował mnie jakoś pocieszyć.
-Ale ja ją naprawdę kocham. Nie umiem żyć bez niej.
-Nawet nie spróbowałeś, tylko od razu się poddałeś- może i ma rację. Chyba muszę się jakoś ogarnąć. Nie wiem czy będę potrafił, ale spróbować nie zaszkodzi.
-O Niall, kochanie- do sali weszła moja mama i od razu podbiegłą do mnie, by mnie przytulić- Już nigdy tego nie rób, tak strasznie się o ciebie bałam- mówiła przez łzy.
-Nie będę- chyba...


-Spotkamy się jeszcze?- zapytała jakaś blondynka, której imienia nawet nie znam, kiedy właśnie zapinałem pasek od moich spodni, a ona próbowała się uporać ze swoim stanikiem.
-Raczej wątpię- puściłem do niej oczko i wyszedłem z toalety wracając na główną salę klubu. Podszedłem do baru i kupiłem już któregoś z kolei drinka tego wieczora. Wypiłem go szybko i poszedłem w kierunku loży w której siedziała reszta mojej paczki.
-No widzę stary, że szybko to załatwiłeś, musiała być nieźle napalona- skomentował Chris jeden z moich znajomych, kiedy tylko mnie zobaczył.
-A która nie jest napalona, kiedy mnie widzi- zaśmiałem się i usiadłem obok niego na wolnym miejscu.
-Dość tego gadania, lepiej się napijmy- zaproponował Sean, a ja oczywiście go poparłem. Od jakiegoś roku odkąd wyszedłem ze szpitala moje życie właśnie tak wygląda. Picie, imprezy, picie, pieprzenie przypadkowych lasek, picie... A wszystko tylko dlatego żeby w końcu zapomnieć o Alison. W nocy bardzo dobrze mi to wychodzi, ale w dzień, kiedy jestem trzeźwy wszystkie wspomnienia powracają. Wtedy czuję się jak śmieć. Wstyd mi za te wszystkie imprezy, ale nie umiem inaczej. Gdyby nie to, pewnie znowu próbowałbym się zabić, a wiem, że najbardziej zraniłbym tym moją mamę. Po mojej ostatniej próbie strasznie się załamała. Chodziła nawet do psychologa i to wszystko przeze mnie.
-Ej Niall wszystko okej?- zapytał Chris, a ja zrozumiałem, ze na chwilę odpłynąłem.
-Tak jasne, a czemu miałoby nie być?- zaśmiałem się i wziąłem ze stołu jednego drinka i opróżniłem szklankę. O tak od razu lepiej.
-Gdzie idziesz?- zapytała Jade, która bawiła się dzisiaj z nami, kiedy wstałem z miejsca.
-Na fajkę- odpowiedziałem obojętnie.
-Mogę z tobą?- zapytała, a ja tylko wzruszyłem ramionami. Po chwili staliśmy już na tyłach klubu i oboje odpaliliśmy nasze papierosy.
-Wiesz Niall- zaczęła, a ja akurat wypuściłem z ust dym i popatrzyłem na nią- Nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale już od dłuższego czasu... Ja chyba coś do ciebie czuję- wyznała i od razu przysunęła się bliżej i wpiła się w moje usta. Zaskoczył mnie jej ruch, ale oczywiście oddałem pocałunek. Sam osobiście nie oczekiwałem od niej nic oprócz przyjaźni, ale po jej pocałunku mogłem wyczuć, że faktycznie ona czuje coś więcej. Poczułem się strasznie dziwnie w tamtym momencie.
-Przepraszam cię, ale powinienem już iść- powiedziałem, przerywając pocałunek. Wiem, że zachowałem się jak totalny dupek, ale po prostu stamtąd odszedłem. Kiedy ona mnie pocałowała i poczułem, że ona prawdopodobnie mnie kocha przypomniałem sobie o Ali. Ona całowała mnie z o wiele silniejszym uczuciem. Nie możliwe, że tak z dnia na dzień przestała mnie kochać.
Wróciłem do domu i od razu położyłem się do łóżka. Niestety nie dane mi było zasnąć. Przewracałem się z boku na bok cały czas myśląc o moim skarbie, o Alison. Dlaczego ona mi to zrobiła? Dlaczego mnie zostawiła? Przecież ja tak bardzo ją kocham. Nawet nie mogę do niej zadzwonić i jej tego powiedzieć, ponieważ zmieniła numer. Chciałem też pójść do niej osobiście, ale okazało się, że w jej domu mieszka teraz całkiem nowa rodzina. Zniknęła, dosłownie zniknęła, a to mnie boli jeszcze bardziej. I dlaczego ja teraz o niej myślę? Czyżby alkohol już nie działał tak jakbym chciał? Boże to nie jest normalne, żeby z powodu jednej osoby nie móc normalnie żyć...


Jakiś miesiąc później, kiedy odsypiałem właśnie całonocną imprezę urodzinową Chrisa ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się wstać z łóżka. To ja musiałem otworzyć, bo nikogo nie było w domu.
-Chwilę, już idę!- krzyknąłem ubierając spodnie, kiedy ten ktoś nie przestawał dzwonić dzwonkiem. W końcu podszedłem o drzwi i otworzyłem je.
-Rodziców nie...- urwałem, kiedy zobaczyłem kto przede mną stał. To była Alison! Tak dawno jej nie widziałem. Jest nawet jeszcze piękniejsza niż ostatnio, ale nadal tak samo smutna, jak była kiedy ostatni raz się widzieliśmy.
-Ali... Nie mogę uwierzyć, że cię widzę- wydukałem w końcu.
-Pewnie nie chcesz mnie znać, ale...- nie pozwoliłem jej dokończyć.
-Alison ja... Wejdź do środka- zaproponowałem, a ona mnie posłuchała... na szczęście.
-Chciałam cię tylko przeprosić- powiedziała i spuściła wzrok.
-Gdzie ty byłaś przez ten cały czas? Nawet nie wiesz przez co ja przeszedłem, bez ciebie...
-Wyjechałam. Przeprowadziliśmy się do Nowego Jorku. Rodzice uznali, że tam będzie nam lepiej i nie chcieli słyszeć żadnego sprzeciwu- wyjaśniła.
-Dlaczego po prostu nie powiedziałaś?
-To co ci powiedziałam tamtego dnia... To wszystko nieprawda. Chciałam żebyś mnie znienawidził, myślałam, że tak będzie ci łatwiej pogodzić się z moim odejściem- mówiła a po jej policzkach ściekały już pojedyncze łzy. Podniosłem jej twarz i delikatnie starłem mokre ślady.
-Nigdy nie pogodziłem się z twoim odejściem. Myślałem o tobie każdego dnia, nie mogłem sobie ułożyć życia, ciągle się obwiniałem...
-Przepraszam cię Niall, bardzo cię przepraszam. Ja też o tobie myślałam, aż w końcu nie mogłam już dłużej wytrzymać i postanowiłam wrócić. Zrozumiałam, że należą ci się wyjaśnienia. Proszę cię wybacz mi..
-Alison ja... kocham cię najbardziej na świeci, tylko proszę cię nie zostawiaj mnie już, bo drugi raz tego nie wytrzymam- przyznałem i mocno ją do siebie przytuliłem. Znów mogłem poczuć to cudowne ciepło bijące od niej. Poczułem, że znów wszystko może się ułożyć, bo znów miałem przy sobie moją księżniczkę.
-Też cię kocham Niall, nie chcę wracać do Nowego Jorku, chcę zostać z tobą- wtuliła się jeszcze bardziej w mój tors.
-Zostań ze mną na zawsze proszę cię, nie mogę bez ciebie żyć- wyszeptałem, a ona podniosła głowę i złączyła nasze usta w pocałunku. Tak strasznie brakowało mi jej dotyku. Już nigdy nie pozwolę jej odejść. Zostaniemy razem już na zawsze.

                                                                                                                                             
Hejcia :*
Przedstawiamy wam kolejnego imagina! Tym razem był o Niallu, mamy nadzieję, że wam się spodobał :)
Zobaczcie też na nasze nowe opowiadanie! http://one-moment-harry-styles-ff.blogspot.com/

Prosimy o komentarze!!

piątek, 29 maja 2015

Young and beautiful

-Kocham cię Harry- wydyszała do mojego ucha Hannah, z którą właśnie spędziłem upojne chwile.
-Ja ciebie też- powiedziałem nadal muskając jej piersi.
"Kocham" ją tak samo jak Kelly, Jade, Emily i Kathy czyli prawie w ogóle. Jestem jeszcze młody i przystojny. Nie mogę się przecież marnować w związku. A one? Są bardziej moimi dziewczynkami do zabawy, ale na szczęście nie do końca zdają sobie z tego sprawę. Myślą, że żyjemy tak jakby w wolnym związku. Może dla nich on istnieje, ale nie dla mnie. Nic nie czuję do tych dziewczyn poza pożądaniem. Lubię się dobrze zabawić, a one mi w tym pomagają. W zamian mają ten przywilej, że spotykają się z najlepszym facetem na całej uczelni. Większość dziewczyn może sobie tylko o tym pomarzyć. Nie są dla mnie wystarczająco dobre. Przeważnie są z nich jakieś pasztety, albo kujonki, a często nawet dwa w jednym. Czasami trafi się lepsza sztuka, ale po dwóch minutach rozmowy okazuje się, że to okropna cnotka. Nie lubię takich dziewczyn. Kobieta musi wiedzieć czego chce, musi być odważna, spontaniczna i szalona. Z takimi zabawa jest najlepsza.

Całą poprzednią noc spędziłem z Hannah. Oczywiście było bardzo miło. Jednak zaraz z samego rana pozbierałem swoje rzeczy i wróciłem do małego mieszkania w centrum miasta. Mieszkałem sam więc nie była mi potrzebna jakaś willa. Dodatkowo swój wolny czas poświęcałem na dziewczyny i imprezy, a do domu wracałem tylko po to żeby się umyć i przebrać.
Wziąłem szybki, odświeżający prysznic, przebrałem się w czyste ubrania i już musiałem wychodzić, bo czekały mnie wykłady na uczelni. Zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy i autobusem pojechałem pod uniwersytet. Miałem jeszcze trochę czasu, więc mogłem sobie pozwolić na to, żeby wstąpić do pobliskiej kawiarni. Zamówiłem kawę na wynos i małą drożdżówkę. Jak na razie musi wystarczyć jako śniadanie. Wyszedłem z kawiarni i ruszyłem w stronę uczelni. Już miałem otwierać drzwi prowadzące do środka, kiedy ktoś po drugiej stronie zrobił to za mnie, przez co dość mocno oberwałem. Ledwo co utrzymałem się na nogach.
-Przepraszam, ja nie chciałam, nie wiedziałam, że ktoś tutaj stoi, przepraszam- tłumaczyła się sprawczyni całego wypadku. Była to niezbyt wysoka blondynka, włosy średniej długości związane miała w warkocz. Jej niebieskie oczy znajdowały się za okularami z czarnymi oprawkami, dodatkowo na twarzy gdzie niegdzie można było dostrzec piegi. Nie była brzydka, ale to raczej nie mój typ. Głównie przez to, że była ubrana w dość szerokie rzeczy, które ani trochę nie uwydatniały jej kształtów.
-Okej, żyję- powiedziałem obojętnie.
-Mam na imię Laura, jestem nowa, a ty? Długo już się tutaj uczysz?- szczerze mówiąc to trochę mnie zdziwiła. Nie wyglądała na taką, która dużo gada i to jeszcze z całkiem obcym chłopakiem, którego przed chwilą o mało nie zabiła. No, ale to w końcu ja Harry Styles, tak właśnie działam na dziewczyny.
-Jestem Harry, studiuje na wydziale muzycznym, na drugim roku. Ale dlaczego jesteś nowa, przecież jest prawie połowa semestru?- odpowiedziałem, lekko się uśmiechając, bo dobrze wiedziałem jak mój uśmiech działa na kobiety. Zaraz robi im się mokro. Może i Laura nie interesowała mnie fizycznie, ale zabawić zawsze się można. Może być nawet śmiesznie.
-Musiałam się przeprowadzić, ale zgodzili się mnie przyjąć w połowie roku. Wygląda na to, że będziemy chodzić razem na niektóre wykłady. Co prawda studiuję psychologię, ale mam też dodatkowe zajęcia muzyczne- również się uśmiechnęła.
-Harry kotku!- usłyszałem głos Emily, która szła właśnie w moją stronę- Z kim ty rozmawiasz? Kto to w ogóle jest?- zmarszczyła brwi.
-To jest Laura. Nasza nowa koleżanka- powiedziałem mrugając do niej jednym okiem, a ta od razu złapała o co mi chodzi.
-Jesteś nowa? Nigdy wcześniej cię tutaj nie widziałam?- zaczęła wypytywać Emily.
-Tak, niedawno się przeprowadziłam i teraz będę się tutaj uczyła- powiedziała nowa.
-Ja już chyba pójdę, na razie- powiedziałem, bo ta rozmowa zaczynała mnie powoli nudzić. Za chwilę zaczynają się moje wykłady. Poszedłem więc pod odpowiednią salę. Tam spotkałem Kelly, która chodzi ze mną na większość zajęć.
-Cześć Harry’uś- rzuciła mi się na szyję i pocałowała. Oczywiście odwzajemniłem to, nie zważając na ludzi dookoła.
-Wpadniesz dzisiaj do mnie? No wiesz jestem sama- zaproponowała, ponętnie oblizując usta.
-Pewnie, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć- zaśmiałem się, a po moim ciele przeszedł mały dreszcz na myśl o dzisiejszych igraszkach.
-Panie Styles, nie wypada się tak obściskiwać w szkole- przerwał nam profesor. Był dość stary, ale można powiedzieć, że go "lubię". Każdy u niego na wykładach robił co chciał.
-Wiem, że jest pan tylko zazdrosny- powiedziałem, przelotnie się uśmiechając.
-Jak zawsze bezczelny- skomentował, wszedł na salę i zajął miejsce za biurkiem. Ja również wszedłem do środka i usadowiłem się w swojej ławce. Zaraz obok mnie usiadła Kelly. Wykład jakoś niezbyt mnie interesował, więc postanowiłem zając się moją przyjaciółką, a że siedzieliśmy na samym końcu było to jak najbardziej możliwe. Jeździłem dłonią od jej kolana w górę i z powrotem. Dotykałem ją gdzie tylko chciałem. Patrzyłem tylko jak bardzo stara się, żeby nie było widać, jak jest jej dobrze. Trochę nawet chciało mi się z tego śmiać. Mógłbym jej tutaj teraz zrobić palcówkę, a ona by nie zaprotestowała.
-Przepraszam panie profesorze za spóźnienie, ale trochę się zgubiłam- naszą, a raczej moją zabawę przerwała znana mi już blondynka, która właśnie wpadła na salę.
-Proszę siadać panno...
-Flower- dokończyła za staruszka. Rozglądała się chwilę po pomieszczeniu szukając dla siebie odpowiedniego miejsca. W duchu modliłem się tylko, żeby mnie nie zauważyła. Nie żebym był jakimś chamem, ale nie mam ochoty się jakoś z nią zaprzyjaźniać, a poza tym mam teraz inne zajęcia z Kelly. Niestety moje modlitwy poszły na marne.
-Tutaj wolne?- zapytała.
-Ymm...  w zasadzie do siedzi tutaj mój plecak, ale jak już musisz to siadaj- powiedziałem obojętnie. Większość ludzi po takim tekście odpuściłaby i odeszła, no ale nie ona.
-Uuu Harry, nie wiedziałem, że w takich też gustujesz- zaśmiał się chłopak siedzący dwa rzędy przede mną.
-Zamknij się Stan, bo pożałujesz- lekko się wkurzyłem, a to wszystko przez tą laskę. Jak tak dalej pójdzie to zniszczy mi cała reputację. Rozumiem, że mogłem jej się spodobać, bo kto by mi się oparł, no ale bez przesady.
-Proszę o cisze!- odezwał się wykładowca, tym samym przerywając naszą wymianę zdań.
Reszta dnia minęła mi dość spokojnie, chociaż musiałem też kilka razy spławiać Laurę. Przez to, że jest nowa byłem dość delikatny, ale jeśli to nie poskutkuję, będę musiał użyć innych metod. Nie chcę się z nią spotykać, ale ona chyba tego nie rozumie. Cały czas za mną chodzi. Lubię być doceniany przez kobiety, no ale bez przesady. To robi się już trochę dziwne. Gdyby mogła pewnie nawet do łazienki by za mną poszła. W sumie to wydaje się dość spoko, ale niestety jej wygląd ją skreśla. Wiem, że to strasznie powierzchowne, ale długo pracowałem na swoją reputację i nie mogę tego teraz zaprzepaścić.
Po wszystkich skończonych zajęciach spotkałem się z Kelly. Jak się wcześniej umówiliśmy poszliśmy do niej. Była tak napalona, że wszystko zaczęło się już w przedpokoju. Kurwa kocham swoje życie! Bo czego chcieć więcej? Uroda, kobiety, które zawsze są chętne. No po prosu żyć nie umierać.

Kilkanaście następnych dni minęło mi zwyczajnie. Szkoła, dziewczyny, imprezy, seks, dziewczyny, szkoła. W sumie to nic nowego.
Siedziałem właśnie w mojej ulubionej kawiarni i jadłem moje "śniadanie", popijając kawę. Ostatnia noc nieźle mnie wymęczyła, więc musiałem się jakoś rozbudzić. Po skończonym posiłku zmuszony byłem do pójścia na wykłady. Przed uczelnią spotkałem jednak Laurę. Była całkiem inna niż zawsze. Przygnębiona i smutna. Zdziwiło mnie to trochę, bo przez ostatni czas uśmiech prawie nie schodził z jej twarzy. Teraz pewnie się zdziwicie, ale podszedłem do niej. Nie wiem dlaczego to zrobiłem, po prostu jakoś tak wyszło.
-Co się stało?- zapytałem, a ona spojrzała na mnie zaskoczona.
-Nic, a co miało się stać?- powiedziała wymuszając uśmiech.
-Nie udawaj, widziałem, że jesteś smutna.
-Nie zrozumiesz tego.
-No jeśli nie powiesz, to na pewno nie zrozumiem- próbowałem ją jakoś przekonać do mówienia.
-Ugh... Po prostu... to głupie... Chodzę tutaj już trzy tygodnie, a nadal z nikim nie mogę się zaprzyjaźnić.
-To nie jest jeszcze tragedia.
-Mówiłam, że nie zrozumiesz. Jesteś przystojny, lubiany i wszystkie dziewczyny się do ciebie ślinią. Nie wiem nawet dlaczego ze mną rozmawiasz- wyznała.
-Uważasz, że jestem przystojny?- podpuszczałem ją. Lubię słuchać komplementów na swój temat.
-Tak. Strasznie mi się podobasz. Dlatego w pierwszy dzień tak za tobą chodziłam. Myślałam, że może się zaprzyjaźnimy czy coś, ale teraz wiem, że tak nie będzie.
-To nie jest łatwe. Ale tak, masz rację, raczej nic z tego nie będzie, przepraszam jeśli dałem ci jakąś nadzieję.
-Spoko. A teraz przepraszam, muszę już iść, dopóki mam jeszcze resztki godności- powiedziała i odeszła, zostawiając mnie samego. Przez chwilę czułem lekkie wyrzuty sumienia, ale potem spotkałem się z Emily i wszystko mi przeszło.

Minęły kolejne dni mojej codziennej rutyny. Dzisiaj przynajmniej jest sobota. Nie muszę iść na żadne wykłady. W końcu jakoś porządnie się zabawię. Kumple z uczelni organizują imprezę i oczywiście jestem zaproszony. Było już dość późno więc zacząłem się szykować. W zwyczaju mam raczej lekkie spóźnienia, bo lubię jak wszyscy na mnie patrzą, kiedy w końcu się zjawię.
Wybrałem czarne, lekko obcisłe spodnie, koszulkę z krótkim rękawem w tym samym kolorze i na to skórzaną kurtkę. Założyłem też moje białe nike, spryskałem swoje ciało perfumami i poprawiłem włosy. Byłem gotowy do wyjścia. Chcąc nie chcąc musiałem pojechać samochodem. Kumpel mieszka kilka kilometrów za miastem i na pewno nie będę się tam tłukł autobusem. A swoim autkiem to zawsze można dojechać gdzie się chce.
Dotarłem na miejsce tak jak planowałem, z lekkim spóźnieniem. Wszedłem do środka nawet nie pukając, bo i tak nikt by tego nie usłyszał. Przez chwile wszystkie oczy w pomieszczeniu skierowały się w moją stronę, a ja tylko uśmiechnąłem się cwaniacko i wszedłem dalej.
-No w końcu jesteś, już myślałem, że mnie wystawiłeś- przywitał mnie Max.
-Nie no stary, przecież wiesz, że ja na imprezkę to zawsze wbiję- zaśmiałem się.
-No to się zabawmy- mrugnął do mnie i już wiedziałem, że przygotował coś specjalnego. Poszedłem za nim do ogrodu, gdzie było jeszcze dwóch innych chłopaków. Max wyciągnął z kieszeni kilka woreczków z marihuaną i wręczył je każdemu. O tak! Lubię sobie czasami zapalić. To mnie odpręża i sprawia, że świat wygląda całkiem inaczej. Wypaliłem przygotowanego skręta i wróciłem do środka. Tam wypiłem kilka drinków, po czym ruszyłem na poszukiwania jakiejś fajnej laski. Nie trwało to długo. Od razu znalazło się kilka chętnych. Niestety musiałem wybrać tylko jedną. Max udostępnił nam jeden z pokoi na górze i razem się zabawiliśmy. Po skończonym numerku wróciłem do reszty. Znowu wypiłem kilka drinków i nie powiem, byłem już lekko wstawiony. Jednak bawiłem się tak dobrze, że nie mogłem przestać. Kolejny skręt, a zaraz potem drink i następna panienka. Tak zleciała mi prawie cała noc. O 3 nad ranem Max ogłosił, że impreza skończona. Oczywiście byłem lekko niezadowolony, jednak musiałem wracać do domu. Byłem pijany, a do tego na haju, ale musiałem jechać samochodem. Wiem, że to strasznie głupie, ale co miałem innego zrobić. Wsiadłem do auta i dość ostrożnie kierowałem się w stronę domu. W pewnym momencie poczułem pewne zaćmienie. To przez ten alkohol. Ręce mi się trzęsły, a oczy zamykały, jednak jechałem dalej. Nagle wszystko się skończyło. Zobaczyłem dwa światła pędzące prosto na mnie, a zaraz potem usłyszałem okropny hałas i ból, który sprawił, że straciłem przytomność.

Minęły dwa miesiące od tamtej imprezy. Wczoraj zostałem wypisany ze szpitala, jednak całe moje życie legło w gruzach. Spowodowałem wypadek, w którym to właśnie ja ucierpiałem najbardziej. Jestem sparaliżowany od pasa w dół. Muszę jeździć na wózku inwalidzkim. Mimo ciężkiej rehabilitacji lekarze dają mi marne szanse, na to, że kiedykolwiek jeszcze stanę na własne nogi. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że wszyscy się ode mnie odwrócili. Hannah, Kelly, Emily, Jade i Kathy odwiedziły mnie może dwa razy. Wszystkich, których miałem za kumpli po prostu mnie olali. Teraz kiedy nie wyrywam już panienek nie jestem wart ich "przyjaźni". Byłem młody i przystojny. Myślałem, że mogę mieć co chcę, a tak na prawdę nie miałem zupełnie nic. To wszystko było tylko złudzeniem. Ludzie mnie szanowali, bo byłem przystojny i umiałem sobie poradzić, a teraz... Teraz jestem nikim. Zwykła kaleka, która już nic nie zrobi i zdana jest na łaskę innych. Równie dobrze mogę się teraz zabić, bo i tak nie mam po co żyć.
-Wszystko dobrze synku?- zapytała moja mama, z troską. A właśnie moja mama. Musi mi teraz usługiwać, kiedy to właśnie ja powinienem się nią opiekować. To wszystko nie ma sensu.
-Tak, możesz już iść. Poradzę sobie sam- powiedziałem, kiedy dotarliśmy pod uczelnię. Musiałem wrócić na studia, bo nie mogę zawalić roku.
-Jakby coś się działo to dzwoń.
-Dobrze, dziękuję. Kocham cię- posłałem jej uśmiech i pojechałem w stronę wejścia. Z pomocą ludzi, których wcześniej nawet nie zauważałem jakoś dotarłem pod odpowiednią salę. Stałą tam Kelly. Miałem nadzieję, że podejdzie, przytuli mnie, albo coś tak jak dawniej. Ona jednak stała i udawała, że mnie nie widzi. To strasznie bolało.
-No i co Styles, teraz już nie poruchasz?- zaśmiał się Stan. Chciałem mu coś odpowiedzieć, jednak ktoś mnie uprzedził.
-Spadaj stąd i zostaw go w spokoju!- to była Laura. Kompletnie się tego nie spodziewałem. Jeszcze bardziej zdziwił mnie jej wygląd. Nie było mnie dwa miesiące, a ona tak bardzo się zmieniła. Zapuściła włosy, okulary zamieniła na soczewki i ładnie się umalowała. Założyła również bardziej kobiece ubrania. W tym momencie po prostu zaparło mi dech w piersiach.
-Zapraszam wszystkich do środka- powiedział wykładowca, który właśnie się zjawił. Z nie małą trudnością wjechałem na salę. Zająłem jakiej miejsce blisko wejścia, żeby zbytnio się nie wysilać i czekałem na to co będzie dalej.
-Tutaj wolne?- zapytała Laura.
-Ymm... tak- powiedziałem dość nieśmiało jak na mnie. Dziewczyna zajęła miejsce zaraz obok mnie i rozpakowała swoje rzeczy.
-Jak się czujesz?- zaczęła.
-Jak kaleka. A tak w ogóle to dzięki... no wiesz za tamto.
-Nie ma sprawy- uśmiechnęła się.
-Wiesz... świetnie wyglądasz- skomplementowałem.
-Dzięki. To takie dziwne... zmienisz tylko trochę swój wygląd i ludzie zaraz inaczej na ciebie patrzą- zaśmiała się cicho.
-Wiem o tym i jestem na to świetnym przykładem.
-W sumie racja, ale nadal nie mogę tego zrozumieć...
-Czego?- zapytałem.
-Jesteś świetnym chłopakiem, nie ważne czy jeździsz na wózku czy chodzisz na nogach. Nie rozumiem tych dziewczyn, które od tak mogły się od ciebie odwrócić tylko dlatego, że przydarzył ci się wypadek.
-Kurde, podbudowałaś mi samoocenę- zaśmiałem się cicho. Mówiłem jednak całkiem szczerze, a przede wszystkim byłem zaskoczony wyznaniem Laury. Lubiła mnie jak jeszcze byłem zdrowy i wygląda na to, że lubi mnie też teraz. Nie wiem jak mogłem olać taką dziewczynę tylko dlatego, że nie wyglądała jak inne?
-Od zawsze tak o tobie myślałam. Nie ważne czy jesteś zdrowy czy nie.
-Nie wiem co powiedzieć... Przepraszam cię. Potraktowałem cię jak cham, a ty mimo to starasz się mi pomóc.
-Bo cię lubię Harry, a nawet bardzo lubię.


Po dwóch latach codziennych, bardzo ciężkich rehabilitacji w końcu udało mi się stanąć na własne nogi. Lekarze mówią, że to chyba jakiś cud, ale ja wiem, że to wszystko dzięki Laurze. To ona przekonała mnie, że warto żyć i starać się. To dzięki niej wracam do zdrowia. Od dwóch lat tworzymy szczęśliwą parę. To jak na razie mój pierwszy prawdziwy związek, jednak wiem, że to co nas łączy to miłość i nasze uczucie przetrwa wiecznie.

                                                                                                                                                               

Siemka wszystkim :D Witamy po troszkę dłuższej przerwie. Przepraszamy, że tak długo musiałyście czekać, ale jakoś nie mogłyśmy wymyślić nic fajnego...
A co powiecie o tym? Wyraźcie swoją opinię w komentarzach! :D
Kolejny najprawdopodobniej o Niall'u :)
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie :*

czwartek, 9 kwietnia 2015

Loved you first

-Hej Lou! Co dziś robimy?- zawołał za mną mój przyjaciel Zack, kiedy wychodziłem z budynku uniwersytetu.
-Mamy przecież za chwilę trening. Ale potem możemy skoczyć razem na pizze.
-O Boże prawie zapomniałem o tym treningu- westchnął.
-Co ty byś beze mnie zrobił... Dzisiaj trener wybiera skład na mistrzostwa, więc trzeba się postarać.
-Dobra chodźmy już bo się spóźnimy- powiedział i pociągnął mnie w stronę boiska.
Szybko przebraliśmy się w nasze stroje sportowe i wybiegliśmy na murawę. Zrobiliśmy na początek kilka kółek, a potem rozgrzewkę. Po 30 minutach zaczęliśmy grę. Byłem kapitanem jednej drużyny, a Zack przeciwnej. Na boisku nie miało znaczenie to czy jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, czy też nie. Dawaliśmy z siebie wszystko. Każdy przecież chciał być w wyjściowym składzie na mistrzostwach. W końcu trener zawołał wszystkich na zbiórkę. Po krótkiej "przemowie" zaczął wyczytywać nazwiska zawodników.
-Sean, John, Simon, Zack, Arthur, Max, Patrick, Logan, Charly, Jake i oczywiście,,, Louis- powiedział i pogratulował nam. Byłem tak szczęśliwy, że chciałem skakać z radości. Pracowałem na to w końcu dobre dwa lata. Postanowiłem jednak udawać, że nie obeszło mnie to zbytnio. Wolałem ukrywać swoje uczucia w środku. Wtedy nikt nie wykorzysta ich przeciwko mnie.
-Czyli pizza... Tam gdzie zawsze? Musimy uczcić dzisiejszy sukces!- wykrzyknął Zack, kiedy wyszliśmy już przebrani z szatni.
-Chodźmy już, bo umieram z głodu- powiedziałem i ruszyliśmy w stronę naszej ulubionej pizzerii. Spacer zajął nam kilka minut. Jak zawsze całą drogę rozmawialiśmy o wszystkim, czym tylko się dało. Zack to mój najlepszy przyjaciel, znamy się już dobre 5 lat i mogę mu powiedzieć o wszystkim, czego i tak nie robię zbyt często. Nawet z rodzicami nie mam tak dobrego kontaktu jak z nim. Nie wiem co bym bez niego zrobił. Zajęliśmy nasze stałe miejsce przy oknie i zamówiliśmy dwie pizze. Jedną z szynką, a drugą z kurczakiem.
-Ej patrz jaka śliczna- szepnąłem do Zack'a i pokazałem wzrokiem na blondynkę siedzącą kilka stolików dalej.
-Idź zagadaj- polecił.
-Nie, no wiesz ja... Niezbyt umiem...
-Gwarantuję ci, że jeśli tylko cię zobaczy to na ciebie poleci. Musisz tylko podejść i zagadać.
-Trzymaj kciuki- westchnąłem głęboko i wstałem z miejsca. Serce waliło mi jak oszalałe. Nigdy nie szło mi za dobrze gadanie z dziewczynami. Czasami one same mnie podrywały, ale ja jak to ja zawsze musiałem to spieprzyć. Teraz nie może tak być!
-Hej, jestem Louis- próbowałem nie pokazać jej jak bardzo się stresuję.
-Sarah- odpowiedziała z cudownym uśmiechem. Cała jest cudowna. Piękne, długie blond włosy, niebieskie oczy i cudowny uśmiech z dołeczkami.
-Mógłbym się dosiąść?- zapytałem uśmiechając się.
-Pewnie siadaj i tak jestem tutaj sama- udało się! Udało!
Rozmawiałem z dziewczyną już dobre kilka minut. Wydawała się naprawdę w porządku. Była miła, zabawna i oczywiście śliczna. Dowiedziałem się, że studiuje na sąsiedniej uczelni na kierunku medycznym. I co najważniejsze nie ma chłopaka. Chwilę jeszcze pogadaliśmy po czym wymieniliśmy się numerami, a ja wróciłem do mojego przyjaciela, kiedy blondynka opuściła budynek pizzerii.
-I jak było?- zapytał od razu.
-Jest super i nawet mam jej numer- powiedziałem i pomachałem mu przed twarzą moją komórką.
-Nie no, gratulacje.
-Kurde, ale ona jest boska.
-Ej dobra stary, przystopuj.
-Rozmawiałem z nią tylko kilkanaście minut, ale czuję, że może być z tego coś więcej- wyjaśniłem.
-Ohoho Tomlinson się zakochał.
Siedzieliśmy tak i gadaliśmy jeszcze jakiś czas. W końcu jednak zdecydowaliśmy, że czas już wracać do domu. Od tamtego miejsca do mieszkania miałem jakieś 10 minut spacerem, więc postanowiłem, że się przejdę. Ciągle jednak miałem w głowie dzisiejsze spotkanie z Sarah. Zack chyba miał racje... Ja się zakochałem. Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego. Ciągle o niej myślałem, a w uszach noon stop słyszałem jej cudowny głos i śmiech. Szedłem tak zamyślony, że prawie wpadłem pod przejeżdżający samochód. Nie powiem trochę się przestraszyłem, ale udałem, że nie obeszło mnie to i szedłem dalej. Kierowca zaczął coś kląć, ale olałem go. W końcu dotarłem do domu.
-Wróciłem!- ogłosiłem na wejściu.
-Już myślałam, że nie wrócisz- pojawiła się koło mnie moja mama- A teraz musisz zaopiekować się Alex, bo my z ojcem wychodzimy- ogłosiła.
Alex to moja młodsza siostra, ma trzy latka. Rodzice zrobili sobie nowe dziecko, a mnie wynajęli jako darmową niańkę. Kocham moją siostrzyczkę, ale to jest lekka przesada. Mam dwadzieścia lat i własne życie, a wychodzi na to, że muszę niańczyć Alex przez cały czas. Niechętnie, ale oczywiście zgodziłem się na "prośbę" mamy. Poszedłem do swojego pokoju i szybko przebrałem się w jakieś wygodniejsze ciuchy. Rzuciłem zużyte ubrania do prania i poszedłem do kuchni. Zastałem tam moich rodziców szykujących się na kolejną romantyczną kolację i Alex bawiącą się lalkami na podłodze.
-Kiedy wrócicie?- zapytałem siadając przy stole.
-Nie czekaj na nas, ale pamiętaj Alex ma być w łóżku najpóźniej o dziewiątej.
-Przecież wiem. Tyle razy już się nią opiekowałem, że umiem to robić- powiedziałem z nutką ironii.
Po kilkunastu minutach rodzice opuścili dom, a ja zostałem sam z moją siostrą. Usiadłem koło niej na podłodze.
-Co dzisiaj robimy Alex?
-Pobawiś się źe mną w dom?- zapytała słodko.
Oczywiście zgodziłem się i już po chwili z kilku krzeseł i dużego koca powstał nasz domek. Usiadłem wygodnie na podłodze, a moją siostra biegała w kółko jak oszalała. Ja nie wiem skąd te dzieci mają tyle energii. Ja to już dawno bym padł na twarz. Po godzinie zabawy w końcu jej się znudziło.
-Oglądamy telewizior?- powiedziała i pobiegła do salonu. Niestety zostało mi tylko włączyć jej jakąś kreskówkę. Sam zabrałem się jednak za sprzątanie całego bałaganu powstałego w kuchni. Po skończonej pracy wróciłem do Alex i usadowiłem się wygodnie na kanapie. Nagle mój telefon zawibrował. Odblokowałem go i zobaczyłem, że dostałem nową wiadomość.
Sarah: Czyli to ja muszę być tą pierwszą odważną, która napisze? :)
Lou: Przepraszam, miałem napisać, ale muszę opiekować się siostrą.
Sarah: Jej, jak słodko *.*
O brawo Lou właśnie u niej zapunktowałeś.
-Pisieś ze swoją dziewciną?- zaciekawiła się Alex.
-A to nie twoja sprawa. Zajmij się tam lepiej telewizorem- powiedziałem i odwróciłem jej głowę w stronę ekranu. Dalej pisałem z Sarah. Umówiłem się z nią nawet jutro na randkę. Świetnie mi się z nią gadało. Nawet nie wiem kiedy to minęło, ale była 20: 55.
-Musisz iść spać- poinformowałem moja siostrę
-Nie! Ja nie ce- protestowała.
Po kilkunastominutowej walce w końcu udało mi się przebrać ją w piżamę i położyć do łóżka. Sam wróciłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Znowu zacząłem pisać z Sarah. Naprawdę świetnie mi się z nią gadało. Może znamy się dosłownie kilka godzin, ale ja mam wrażenie gdybyśmy byli dla siebie stworzeni. Nawet się nie obejrzałem, a na zegarku wybiła północ. Stwierdziłem, że chyba najwyższy czas w końcu się położyć, bo przecież o szóstej czekała mnie pobudka. Przebrałem się szybko w ciuchy do spania, wcześniej biorąc szybki prysznic i wskoczyłem pod kołdrę. W tym momencie usłyszałem otwierające się drzwi frontowe i śmiechy moich rodziców. Po ich głosach i tych świetnych humorach dało się wyczuć, że są co najmniej wstawieni. Wiedziałem co teraz zamierzają robić, więc szybo włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem swoją ulubioną playlistę. Wymieniłem jeszcze kilka wiadomości z Sarah, po czym w końcu zasnąłem.

Kolejne dni mijały mi bardzo szybko, a to wszystko za sprawą cudownej dziewczyny, która teraz jest moja i tylko moja. Spędzałem z Sarah każdą wolną chwilę. Oczywiście nie zapomniałem także o moim przyjacielu, bo z nim również spędzałem sporo czasu. Siedziałem właśnie w domu i uczyłem się do ważnego egzaminu. Niestety nie mogłem się skupić, bo wszelkie moje myśli zaprzątała prześliczna blondynka. Spotkało mnie wielkie szczęście, że ja poznałem. Myślę, że to właśnie ta jedyna, ta prawdziwa miłość. Moją "naukę" przerwał dźwięk telefonu. Dostałem SMSa od mojej ukochanej.
Sarah: Wiem, że jesteś zajęty nauką, ale ja tak strasznie za tobą tęsknię :*
Lou: Uwierz mi, że 1000 razy bardziej wolałbym teraz siedzieć gdzieś z tobą niż z nosem w książkach <3
Sarah: Tak bardzo cię kocham <33
Lou: Wiesz, że ja ciebie bardziej. Gdy tylko zdam ten pieprzony egzamin wszystko sobie nadrobimy :**
Sarah: Mam taką nadzieję misiaczku <3
Przez takie wiadomości na mojej twarzy od razu pojawiał się ogromny uśmiech. Byłem taki szczęśliwy, że ją mam. Nigdy tego nikomu nie mówiłem, ale strasznie bałem się pokazywać komukolwiek moje uczucia. Myślałem, że uznają je za moją słabość i wykorzystają przeciwko mnie. Dusiłem w sobie wszystko. Szczęście, smutek, gniew. Zawsze zachowywałem kamienną twarz. Czasami nawet odseparowywałem się od wszystkich. Nie chciałem się po prostu przywiązywać. Zaufałem tylko jednej osobie. Zack'owi. Jest moim jedynym prawdziwym przyjacielem. Teraz wiem, że było to co najmniej głupie. Jestem zakochany, szczęśliwy i chcę żeby cały świat o tym wiedział. Widocznie potrzebowałem tej właściwej osoby, żeby się w końcu otworzyć.

Nadszedł dzień tego feralnego egzaminu. W sumie to nie było, aż tak źle jak się tego spodziewałem. Dużo się uczyłem i mam nadzieję, że się to opłaci.
-Robimy dziś jakiś wypad na miasto?- zapytał mój przyjaciel.
-Znasz moją odpowiedź. Pewnie, że idziemy.
-Masz szczęście, że się zgodziłeś, bo ostatnio coś mnie zaniedbujesz- zaśmiał się.
-Sorka, wiesz jak jest.
-Rozumiem, rozumiem.
Zdecydowaliśmy w końcu, że pójdziemy do tej samej pizzerii, do której mieliśmy zwyczaj zawsze chodzić. Strasznie lubiłem to miejsce, a odkąd spotkałem tam Sarah to lubię je jeszcze bardziej. Zajęliśmy nasze stałe miejsca i zamówiliśmy dla siebie jedzenie i napoje.
-No to opowiadaj, jak ci się układa z tą lasią?- zapytał Zack, biorąc do ust kawałek pizzy.
-Co ja ci mam powiedzieć. Jest cudowna, wyjątkowa i moja. Wiesz ja chyba naprawdę się zakochałem i to tak mocno, mocno.
-Na wszystkich przychodzi czas- zaśmiał się.
-No, a ja w końcu się doczekałem.
-Widać, że jesteś szczęśliwy. Już dawno cię takiego wesołego nie widziałem.
-Nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwy. Myślę, że Sarah to właśnie ta jedyna.
-Wow stary przystopuj trochę. Znacie się dopiero jakiś miesiąc- stwierdził.
-Ale ja wcale nie chcę. Zakochałem się, jestem szczęśliwy i chcę żeby to trwało wiecznie.
Rozmawialiśmy potem jeszcze z dobrą godzinę. Cały czas mówiłem jaki jestem szczęśliwy z Sarah, a Zack cieszył się moim szczęściem razem ze mną. Cieszę się, że mam takiego przyjaciela. Mogę mu powiedzieć o wszystkim, a on mnie wysłucha, wesprze, doradzi, ale i pośmieje się ze mną i takie tam różnie inne przyjacielskie rzeczy. Uważam, że przyjaciel to naprawdę wielki skarb. Nie wyobrażam sobie nawet życia bez przyjaźni. Chyba nikt nie umiałby funkcjonować bez chociażby jednej bliskiej osoby. Po naszym spotkaniu wróciłem do domu. Od razu poszedłem do swojego pokoju i napisałem do pięknej, blond dziewczyny.
Lou: Jak minął dzień mojej najwspanialszej? :*
Sarah: Kiepsko, bo bez mojego kochanego misiaczka <33
Lou: Co powiesz, żeby jutro to nadrobić?
Sarah: Ja bardzo chętnie, tylko powiedź gdzie i kiedy :)
Lou: Tam gdzie zawsze, o tej co zawsze?
Sarah: Będę na pewno :**
Wymieniliśmy jeszcze kilka równie słodkich wiadomości po czym poszedłem do kuchni, by spotkać się z moją rodzinką.
-Jak ci dzisiaj poszły testy?- zapytała mama, karmiąc Alex.
-Dobrze, ale odkąd cię cokolwiek interesuję?
-Jak to odkąd? Od zawsze.
-Aha, dobrze wiedzieć.
-Czemu jesteś taki opryskliwy?- zapytała zdziwiona.
-Opryskliwy? Proszę cię mamo nie pogrążaj się. Jestem taki od zawsze, więc nie wiem czemu się tak dziwisz. Właśnie widać jak bardzo cię interesuję. Lepiej powiedz od razu, że chcesz, żebym zajął się Alex- powiedziałem prawie na jednym tchu.
-Wcale nie o to mi chodzi.
-Naprawdę? To dlaczego się tak wystroiłaś? Może zamierzałaś się bawić z małą w księżniczki co?- zapytałem ironicznie.
-No dobrze masz rację. Czy mógłbyś się nią zająć?- uległa w końcu.
-A mam inne wyjście?
Ostatecznie skończyłem znowu niańcząc Alex. Położyłem ją spać jak zwykle o dziewiątej i sam też poszedłem do swojego pokoju. Włączyłem laptopa i zacząłem przeglądać różne stronki. Tak spędziłem czas aż do powrotu rodziców. Poszedłem się wykąpać, po czym położyłem się do łóżka. Jak zwykle ze słuchawkami w uszach zasnąłem.

Dzisiaj spotykam się z Sarah. Odpuściłem sobie szkołę, bo stwierdziłem, że należy mi się jeden dzień odpoczynku. Zrobiłem sobie śniadanie i zasiadłem przed telewizorem. Strasznie cieszę się na dzisiejsze spotkanie. Nie widziałem się z Sarah prawie tydzień przez te wszystkie egzaminy, a kiedy ja miałem chwilę czasu to ona była zajęta. Oczywiście rozumiałem to. Kiedy skończyłem oglądać telewizję była dopiero 13:45, ale postanowiłem się już zbierać. Wybrałem jakieś ładne ciuchy i szybko się przebrałem. Wziąłem ze sobą pieniądze, telefon i wyszedłem z domu. Miałem zamiar kupić coś dla Sarah. Chodziłem po różnych sklepach, ale nic ciekawego nie rzuciło mi się w oczy. Postanowiłem w końcu kupić jej kolczyki z naszymi inicjałami. Wszedłem do pierwszego lepszego jubilera mając nadzieję, że będzie miał taką biżuterię. Powiedziałem mu co chciałbym dostać, a on poszedł na zaplecze. Długo nie wracał, ale kiedy w końcu się zjawił pokazał mi parę ślicznych złotych kolczyków. Jeden był w kształcie litery "L", a drugi "S". Poprosiłem o zapakowanie i zapłaciłem należną sumę. Kiedy opuściłam sklep dochodziła właśnie 17. Poszedłem szybko na umówione miejsce spotkania. Wszedłem do środka i zobaczyłem czekającą już dziewczynę. Ucałowałem ją na powitanie i zająłem obok niej miejsce. Długo rozmawialiśmy. Miałem jej dać właśnie prezent, kiedy ona poinformowała mnie, że musi iść do toalety. Wyszła zostawiając na stoliku swój telefon. Nagle urządzenie zawibrowało i wiedziałem, że właśnie dostała wiadomość. Strasznie ciekawiło mnie od kogo to. Długo się zastanawiałem, ale w końcu postanowiłem to sprawdzić. Wiem, że źle zrobiłem, ale myślałem, że skoro jesteśmy parą nie powinniśmy mieć przed sobą żadnych tajemnic. Odblokowałem komórkę i zobaczyłem, że ten SMS był od Zack'a.
Zack: Hej kochanie :* Jesteś jeszcze z Lou czy możemy się spotkać i troszkę się pobawić? <3
Czytałem tą wiadomość kilka razy, ale nadal nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Cały mój świat zawalił mi się na głowę w jednej chwili. Przewinąłem kilka wiadomości wyżej i było tego znacznie więcej. Słodkie buźki, słodkie słówka. Jak oni mogli. Byli dla mnie oboje najważniejszymi osobami, a zrobili mi takie świństwo. Nienawidzę ich. Nienawidzę! Odłożyłem telefon na miejsce, zostawiłem jeszcze prezent dla niej i szybko opuściłem pizzerie. Nie chcę jej znać. Nie chcę znać też jego. Poczułem jak moje oczy zaczynają się szklić. Nie mogę płakać, nie tutaj. Wiedziałem żeby nie pokazywać uczuć. Wiedziałem, że zawsze musi się to skończyć źle. Ale dlaczego to zawsze ja muszę cierpieć? Czułem ogromny smutek, ale i wielką, narastającą wściekłość. Biegłem do domu szybko, nie zważając na nikogo, ani na nic. Łzy zaczynały mi już cieknąć po policzkach. Pierwszy raz otworzyłem się przed dziewczyną, zaufałem i co.. Nic kurwa. Teraz cierpię. Mam za swoje. Byłem głupi. Od zawsze ukrywałem uczucia i było dobrze, a teraz nagle zachciało mi się miłości i szczęścia. Idiota. Wbiegłem do domu nic nie mówiąc. Od razu pobiegłem do swojego pokoju i po prostu się rozryczałem. Płakałem jak jakieś dziecko. Zajęło mi to dobre dwie godziny aż w końcu się ogarnąłem. Po histerii i płaczu przyszła kolej na wściekłość. Na złość, która w tym momencie skupiła się na Zack'u. Poszedłem do przedpokoju i niepostrzeżenie z torebki mamy wyciągnąłem mały scyzoryk. Zawsze nosiła go przy sobie na wszelki wypadek. Ogarnęła mnie taka wściekłość, że nie umiałem racjonalnie myśleć. Wybiegłem z domu i skierowałem się w stronę mieszkania mojego "przyjaciela". W głowie miałem tylko tego SMSa, który doprowadzał mnie do szału. Jak on mógł mi to zrobić? Przecież wiedział jaka Sarah jest dla mnie ważna. Ile dla mnie znaczyła, że była pierwszą osobą, którą pokochałem. W końcu dotarłem pod drzwi jego domu. Zadzwoniłem kilka razy dzwonkiem. Nie otwierał. Pewnie zabawia się teraz ostro z moją dziewczyną. Pff raczej z tą dziwką bo takie miano jej się teraz należy. Zadzwoniłem jeszcze kilka razy. W końcu drzwi uchyliły się, a w nich stanął Zack.
-Hej stary nie mogę za bardzo teraz gadać, to coś ważnego?- zapytał jak gdyby nigdy nic.
-Wszystko już wiem! Wiem Kurwa! Jak mogłeś?! Ty dupku!- wydarłem się i z całej siły wbiłem mu scyzoryk w brzuch.

                                                                                                                                                           

Hejcia wszystkim :)
Przepraszamy, że tak długo nic tutaj nie dodawałyśmy, ale szkoła i te sprawy...
Komentujcie :D Z kim chcecie następnego imagina?



sobota, 21 lutego 2015

All the same

Był piękny, słoneczny, lipcowy poranek, co w Dublinie nie zdarzało się zbyt często. Chciałem jak najlepiej wykorzystać tę sytuację i wyszedłem na plażę, do której miałem dziesięć minut drogi spacerem. Ściągnąłem buty i podszedłem do morza. Woda była zbyt zimna by do niej wejść więc odpuściłem sobie i postanowiłem przejść się wzdłuż brzegu. Ludzie coraz liczniejszymi grupami rozkładali się na piasku, korzystając z tak pięknej pogody. Można było dostrzec dzieci bawiące się wspólnie, jedne kopały dołki inne robiły zamki z piasku. Kilka par spacerowało trzymając się za ręce i śmiejąc, niektórzy leżeli pogrążeni w pocałunkach, zapominając przy tym o istniejącym wokół nich świecie. Na ich widok coś zakuło mnie w sercu. Była to hm zazdrość? Tak wydaje mi się, że to właśnie to uczucie spowodowało ból. Dlaczego? Ja tak naprawdę nigdy nikogo nie miałem, nie czułem tego co czują ci ludzie. Nie było takiej osoby, której mogłem powiedzieć, że ją kocham, że jest moim światem. Pojawiło się grono dziewczyn, które chciały ze mną być, jednak żadna nie miała tego czegoś. Nie potrafiły mnie zatrzymać przy sobie na dłużej. Chciałbym poznać tą, która pokazałaby mi jak to jest być naprawdę szczęśliwym. Może już ją znam tylko  nie jestem tego świadomy? Oj stary, rozmarzyłeś się- powiedziała kpiąco moja podświadomość. Szedłem już dobre pół godziny, obserwując ludzi, którzy totalnie nie zwracali na mnie uwagi, aż dotarłem do miejsca w którym nie było ani jednej żywej duszy. Głosy dzieci i dorosłych ucichły, natomiast zastąpił je dźwięk rozbijających się o brzeg fal. W pewnym momencie mój wzrok utkwił na pięknej brunetce. Kiedy bardziej się jej przyglądnąłem, aż zrobiło mi się ciepło. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułem. Siedziała w białej sukience, która podkreślała jej opaleniznę, zaczytana była w książce. Chciałem do niej podejść, zagadać jakoś jednak moja nieśmiałość na to nie pozwalała. Niby sporo osób powtarzało mi, że jestem przystojny, ale brakowało mi pewności siebie. Zrezygnowany postanowiłem usiąść w bezpiecznej odległości od dziewczyny by móc jej się trochę poprzyglądać. Wydaje mi się, że mnie nie zauważyła no, ale w sumie sam tego chciałem. Kolejne dwie godziny zleciały mi na gapieniu się na brunetkę. Od czasu do czasu na jej zaczytaną i spokojną twarz wkradał się uśmiech. Jeszcze nigdy nie widziałem osoby tak pięknie się uśmiechającej. Co ja pierdole? Jak to tak dalej będzie wyglądać to jeszcze się w niej zakocham nie zamieniając z nią ani jednego zdania. Jestem kretynem. W takich momentach jak ten nienawidzę się z całego serca za tą głupią nieśmiałość. Po chwili dziewczyna niespodziewanie wstała, otrzepała sukienkę, książkę wrzuciła do torebki i ruszyła w przeciwną do mnie stronę. Kiedy nie dostrzegłem już jej sylwetki zrezygnowany postanowiłem udać się do domu, w którym nikt na mnie nie czekał. Rodzice z młodszym rodzeństwem wyjechali do USA by odwiedzić rodzinę, mieli tam spędzić całe wakacje.

Przez kolejne dni pogoda dopisywała jak nigdy, codziennie rano chodziłem na plażę i każdego dnia spotykałem tam tą samą dziewczynę. Piękną brunetkę, której ciało zawsze przyozdabiały delikatne sukienki. Dzisiaj wydawała się jakaś nieobecna, pierwszy raz nic nie czytała, po prostu siedziała wpatrując się w wodę. Gdy wytężyłem wzrok zauważyłem jedną łzę spływającą po jej policzku. Na ten widok, aż mnie zrobiło się przykro. Dziewczyna powoli wstała kierując się w tę samą stronę, w którą odchodziła każdego dnia. Zauważyłem, że upadła jej jakaś błyskotka jednak ona wydawała się tego nie odczuć i szła dalej z każdym krokiem oddalając się coraz bardziej. Chciałem krzyknąć by się zatrzymała jednak kiedy otworzyłem usta nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Gdy dziewczyna zniknęła z mojego pola widzenia ruszyłem do miejsca w którym siedziała. W powietrzu wyczułem zanikający zapach delikatnych perfum. Ja chyba schizuję. Schyliłem się by podnieść z ziemi przedmiot, który jej upadł. Była to srebrna bransoletka z serduszkiem. Przyglądnąłem się jej dokładnie. Z tyłu wygrawerowane były inicjały z datą "J.B 19.10". Poczułem ukłucie w sercu. Dziewczyna musiała kogoś mieć, ale w sumie nie ma co się dziwić, jest naprawdę piękna. W tej sytuacji w sumie dobrze, że nie odważyłem się do niej podejść bo i tak dostałbym kosza. Przez chwilę zastanawiałem się co mam zrobić z bransoletką. Wziąć czy może zostawić? Po chwili wrzuciłem ją do kieszeni spodni, postanowiłem przyjść w to miejsce następnego dnia. Przypuszczam, że ta błyskotka jest dla dziewczyny ważna więc za pewne będzie jej szukać. Nabrałem do płuc sporej ilości powietrza po czym wolno je wypuściłem. Postanowiłem wracać do domu. Wolnym krokiem ruszyłem drogą którą tutaj przyszedłem.
Nazajutrz pogoda znacznie się popsuła, miałem wrażenie, że zaraz się rozpada. Wiał porywisty wiatr. Przez te parę słonecznych dni plaża pękała w szwach, a teraz nie ma tu praktycznie nikogo. Szedłem brzegiem morza do miejsca w którym ostatnio regularnie bywałem. Serce przyśpieszyło mi na myśl, iż znów zobaczę tajemniczą brunetkę. Do tego będę musiał z nią porozmawiać... Dobra stary jesteś facetem dasz radę.
Gdy dotarłem na miejsce moje ciało ogarnęło rozczarowanie, ponieważ dziewczyna, która przez ostatnie dni bezustannie zaprząta moje myśli nie pojawiła się. Właśnie dziś gdy znalazłem odwagę by w końcu do niej podejść. Zrezygnowany usiadłem na piasku, zakopałem w nim stopy i siedziałem wpatrując się w niespokojne morze. Moje myśli ponownie powędrowały do brunetki. W sumie nie ma się co dziwić, że się nie zjawiła. W taką pogodę nawet zwierzęta wolą zostać w domu niż wyjść na dwór, więc co tu mówić o ludziach. Swoją drogą zastanawia mnie jak ma na imię, albo dlaczego wczoraj była taka smutna lub czyje inicjały są na jej bransoletce. Niespodziewanie moje przemyślenia przerwała drobna osóbka bacznie rozglądająca się dookoła, jakby czegoś szukała. Przyglądnąłem się bardziej i od razu rozpoznałem piękną brunetkę. Dziś była ubrana w jasne dżinsy i za dużą bluzę, wyglądała uroczo. Przyszła do miejsca, w którym zawsze siedziała, rozglądała się na wszystkie strony, zapewne szukała bransoletki, którą ja właśnie trzymałem w ręce. Kiedy niczego nie znalazła podniosła wzrok tak, że mogłem ujrzeć w jej oczach łzy. Przypuszczam, że koleś, którego inicjały znajdują się na błyskotce musi być dla niej cholernie ważny. Zrezygnowana brunetka zaczęła się oddalać z powrotem w stronę z której przyszła. Dobra Liam to być może twoja jedyna szansa. No już rusz dupę idź za nią!- krzyczała moja podświadomość. Zebrałem się w sobie i  ruszyłem  za nieznajomą.
-Przepraszam! Zaczekaj!- krzyknąłem, na co dziewczyna się obróciła.
-O co chodzi?- zapytała delikatnym głosem. A mnie serce podskoczyło do gardła.
-To chyba należy do ciebie- powiedziałem i wyciągnąłem dłoń w której trzymałem bransoletkę i podałem brunetce.
-Oh, dziękuję! Szukałam jej wszędzie, nie wiem co bym zrobiła gdybym jej nie znalazła- wyznała uradowana.
-Zakładam, że twojemu chłopakowi było by smutno gdyby się dowiedział- powiedziałem smutno i spuściłem głowę.
-Co? Ale ja nie mam chłopaka- wypowiadając te słowa jej policzki oblał rumieniec. A ja wewnętrznie zacząłem skakać z radości.
-Przepraszam, źle zrozumiałem, ale to serduszko i inicjały z datą...
-Nic nie szkodzi, tak w ogóle jestem Juliet- powiedziała dziewczyna i wyciągnęła do mnie dłoń. Lekko ją ścisnąłem.
-Liam- uśmiechnąłem się szeroko.
-Jest dość zimno, wiem, że nie nie znamy się w ogóle, ale może chciała byś się ze mną napić czegoś ciepłego. Niedaleko jest całkiem fajna kawiarenka- zaproponowałem, a moje serce niemal stanęło wyczekując odpowiedzi.
-W sumie czemu nie- powiedziała delikatnie się uśmiechając,
-Więc chodźmy.
Podczas drogi dowiedziałem się, że Jul jest rok młodsza ode mnie i mieszka w Dublinie na stałe. Jej pasją jest śpiew i literatura. Gdy weszliśmy do kawiarni moje nozdrza napełnij zapach świeżo parzonej kawy i ciasta. Zajęliśmy stolik tuż przy oknie by móc podziwiać morze, które choć wzburzone miało swój urok. Po chwili podeszła do nas kobieta w podeszłym wieku by przyjąć zamówienie. Obje zdecydowaliśmy się na kakao i ciasto czekoladowe. Gdy kobieta odeszła postanowiłem zadać brunetce pytanie, które nie daje mi spokoju.
-Jul? Mogę o coś zapytać?
-Tak jasne- powiedziała i popatrzyła w moje oczy. Przyglądnąłem się lepiej jej tęczówką, były w odcieniach błękitu, Patrząc w nie miałem wrażenie, że zaraz utonę w ich głębi. Jeszcze nigdy nie widziałem takich oczu. Można było z nich tyle wyczytać. Moja babcia zawsze powtarzała, że oczy są odzwierciedleniem duszy. W pełni się z tym zgadzam. Dusza Juliet jest wyjątkowa, niespotykana.
-Liam?- odezwała się dziewczyna sprowadzając mnie przy tym na ziemię, potrząsnąłem głową by się jakoś opanować.
-Przepraszam, zamyśliłem się- wytłumaczyłem na co niebieskooka skinęła głową.
-Co oznaczają inicjały na bransoletce? Dlaczego jest dla ciebie taka ważna?- zapytałem, a dziewczyna westchnęła. Chwilę się zastanawiała co ma odpowiedzieć.
-Jeśli nie chcesz nie musisz mówić, rozumiem.
-Nie, to nie tak, po prostu to trochę trudne- wyszeptała i spuściła wzrok. Po chwili jej usta
 ponownie się otworzyły.
-To inicjały mojego taty, miał na imię John, zmarł ponad rok temu stąd data 19 października. Był dla mnie jedyną bliską osobą poza dziadkami, matka zostawiła nas kiedy byłam jeszcze mała, w ogóle jej nie pamiętam- powiedziała, a w jej oczach stanęły łzy.
-Tak bardzo mi przykro, nie wiedziałem, przepraszam- wyszeptałem zmieszany i chwyciłem dłoń dziewczyny która leżała na stoliku. Zacząłem pocierać ją delikatnie kciukiem. Dziewczyna nie powstrzymywała już łez, które moczyły jej piękne policzki. Nie mogłem siedzieć bezczynnie. Przesiadłem się na kanapę obok niej i mocno ją przytuliłem. Wtuliła się w mój tors i cicho szlochała.
-Cii nie płacz, wszystko będzie dobrze- powiedziałem i lekko ucałowałem jej czoło. Dziewczyna odsunęła się ode mnie i wytarła policzki. uśmiechnąłem się do niej lekko co starała się odwzajemnić.
-To nie powinno mieć miejsca, nie powinnam była się tak rozklejać. Po prostu poczułam, że jesteś osobą której mogę zaufać- wyznała lekko speszona, a jej policzki lekko się zaróżowiły.
-Jesteś urocza gdy się zawstydzasz, ale nie masz powodu- powiedziałem i w tym samym momencie otrzymaliśmy nasze zamówienia. Rozmawialiśmy przez długi czas. Dowiedziałem się, że Juliet mieszka obecnie u swojej ciotki, ponieważ dziadkowie są w domu starców, a mieszkanie po jej ojcu przejęła druga żona pana Barkley'a. W ciągu roku szkolnego natomiast uczy się w szkole z internatem. Ojciec przed śmiercią dobrze zabezpieczył jej przyszłość. Okazało się, że ona już pierwszego dnia zauważyła mnie na plaży i przyglądała mi się ukradkiem, ale tak jak ja wstydziła się podejść. Dziewczyna wyznała również, że nie ma żadnych przyjaciół. A jej jedynymi towarzyszami są książki, które wręcz kocha. Z tego co udało mi się zauważyć i wyczytać z jej oczu była niesamowicie wrażliwa i delikatna, ale zarazem silna. To co przeszła umocniło ją, jednak jeden niewłaściwy ruch mógł złamać jej serce. W tych niesamowitych niebieskich oczach było tyle bezwarunkowej miłości, która tylko czekała by przelać się na jakąś osobę. Ta dziewczyna jest niesamowita jednym spojrzeniem potrafi zahipnotyzować człowieka. Wywołać uśmiech na twarzy. Nie mam pojęcia jakim cudem zaczęło się już ściemniać. Kiedy ten czas zleciał? Byliśmy tak pochłonięci rozmową, że nawet nie zauważyłem kiedy David do mnie dzwonił. Całkiem wyleciało mi z głowy, że byłem z nim umówiony.
-Będę się zbierać, robi się późno- powiedziała dziewczyna.
-Odprowadzę cię jeśli chcesz- zaproponowałem, co spotkało się z uśmiechem dziewczyny. Droga do domu jej ciotki minęła w piorunującym tempie, tak jak cały dzisiejszy dzień.
-Dziękuje za wszystko, za cały ten dzień, nie myślałem, że spotkam kiedykolwiek taką dziewczynę jak ty- powiedziałem do dziewczyny gdy się żegnaliśmy, uśmiechnęła się i mimo, że było już dość ciemno zauważyłem ten jej rumieniec, którym się oblewała za każdym razem gdy ją skomplementowałem.
-Też dziękuje za wszystko, za to że mogłam się wygadać i nie wyśmiałeś mnie. Tego mi było trzeba- powiedziała i nim zdążyłem zareagować szybko musnęła swoimi miękkimi wargami mój policzek. Tym razem ja poczułem, że spaliłem buraka. Nie uszło to uwadze brunetki i widząc moją czerwoną twarz cicho zachichotała.
-Jest szansa, że jeszcze kiedyś się spotkamy?- zapytałem z nadzieją.
-Jasne, podasz mi swój numer telefonu? Odezwę się- powiedziała Jul i podała mi swoją komórkę bym wpisał numer. Kiedy to zrobiłem nacisnąłem zieloną słuchawkę żebym w razie czego też mógł się z nią skontaktować. Po chwili dziewczyna już była przy drzwiach niewielkiego domku. Pomachała mi jeszcze na pożegnanie i weszła do środka. Teraz gdy już jej nie było przejechałem delikatnie dłonią po policzku, który pocałowała. Cały w skowronkach ruszyłem do mieszkania. To niesamowite, ona jest niesamowita. Z nikim tak dobrze mi się jeszcze nie rozmawiało. Czuję, że mogę jej zaufać tak jak ona zaufała mi.
Wieczorem gdy kładłem się do łóżka postanowiłem napisać jeszcze SMS-a do Juliet.

Śpij dobrze, słodkich snów :*
Liam xx

Wysłałem wiadomość, zablokowałem telefon i najzwyczajniej w świecie usnąłem myśląc o wyjątkowych, niebieskich tęczówkach.

Kolejne dni spędzałem z Juliet, niesamowicie się do siebie zbliżyliśmy. Rozmawialiśmy na wszystkie tematy, nie miałem przed nią żadnych tajemnic i czułem, a wręcz byłem tego pewny, że ona też jest ze mną szczera. Czytała mi fragmenty swoich ulubionych książek. Gdy mówiła o swoich ulubionych pisarzach robiła to z taką pasją, że nawet osoba, która nic w życiu nie przeczytała miała by ochotę iść do biblioteki i zatracić się w świecie fantazji. Przy okazji jednych z odwiedzin u niej dowiedziałem się również, że dziewczyna pięknie rysuje oraz gra na fortepianie. Gdy zagrała mi swój ulubiony utwór przeszedł mnie dreszcz, a w oczach poczułem wilgoć. Dużo czasu spędzaliśmy na plaży. Znaleźliśmy na niej miejsce między skałami, nikt nigdy tam nie chodził. Z dnia na dzień, zależało mi na niej coraz bardziej. Czułem, że kocham tą dziewczynę mimo, iż nie znamy się za długo. Postanowiłem, że właśnie dziś powiej jej co do niej czuję, jesteśmy na etapie "przyjaciele". Jednak ja chcę czegoś więcej i mam nadzieję, że ona choć w małym stopniu odwzajemnia moje uczucia. Czekałem na dziewczynę w naszym miejscu na plaży, jak znam życie będzie przed czasem. Jest to osoba, która nie cierpi się spóźniać, uważa, że jest to brak szacunku do drugiej osoby. W sumie może to prawda. Sam nie wiem. Moje przemyślenia przerwały ciepłe dłonie na moich oczach na co się wzdrygnąłem.
-Zgadnij kto to!- powiedział delikatny głosik, który wywoływał szeroki uśmiech na mojej twarzy. Złapałem za dłonie dziewczyny i obróciłem się szybko w jej stronę mocno ją do siebie przytulając.
-Liam! Wariacie, puść mnie bo się duszę.
-To cię nauczy żeby więcej mnie nie straszyć- powiedziałem i poluzowałem uścisk by dziewczyna mogła się z niego wydostać.
-A tak poza tym to się stęskniłem- dodałem po chwili, przez co kąciki malinowych ust dziewczyny uniosły się ku górze.
-Też tęskniłam- wyznała, a moje serce mocniej zabiło. Jest nadzieja, że może chociaż w jednym procencie czuję do mnie to co ja do niej.
-Musimy poważnie porozmawiać- powiedziałem poważnym tonem, na co mina niebieskookiej zrzedła. Przełknęła nerwowo ślinę po czym dała mi znak głową bym mówił dalej.
-Zrobię to szybko i bezboleśnie. Juliet bo ja, bo to tak samo wyszło, że... No nigdy tak nie miałem i chciałem zapytać czy my, znaczy czy ty- zacząłem się plątać w słowach na co dziewczyna wybuchła śmiechem.
-Jul, ja kocham cię- westchnąłem, a brunetka wytrzeszczyła oczy. 
-Liam ja nie wiem co powiedzieć.
-Daj spokój, zapomnij o tym zrobiłem z siebie kretyna- powiedziałem i schowałem twarz w dłonie. Juliet delikatnie chwyciła moje ręce.
-Popatrz na mnie- szepnęła. Zrobiłem to o co prosiła. Patrzyłem w te niebieskie oczy, które dawały mi szczęście, w których się zakochałem.
-Ja też cię kocham- powiedziała patrząc głęboko w moje oczy po czym złączyła nasze usta ze sobą. Zatraciliśmy się w pocałunku. Był on pełen emocji. Wyrażał nasze uczucia. Szczęście wypełniało każdą komórkę mojego ciała. Ta piękna, drobna istota kocha mnie a ja kocham ją. Nie może być lepiej. W końcu doznałem uczucia, którego zazdrościłem innym zakochanym. Dla mnie czas stanął w miejscu. Leżeliśmy razem przytuleni do siebie wpatrując się w niebo i słuchając dźwięku morza. Już niedługo wakacje dobiegną końca a ja będę musiał wyjechać do Belfastu na studia. Nie chce jej tutaj zostawiać samej. Nie wiem jak zniosę tą odległość. Jednak teraz nie mam zamiaru zaprzątać tym sobie głowy. Muszę nacieszyć się chwilą, tym, że moje szczęście jest blisko mnie.

Dni mijały nieubłaganie szybko. Każdy był wyjątkowy, bo spędzony z nią. Nasze uczucie wciąż rosło. Całe dnie spędzaliśmy w swoim towarzystwie. Spacerowaliśmy po plaży trzymając się za ręce, całując, siedzieliśmy w kawiarence, do której poszliśmy gdy oddałem jej bransoletkę. Kilka razy odwiedziliśmy jej tatę na cmentarzu. Dużo o nim opowiadała. Wydawał się serio fajnym facetem, przykro mi, że nie będę miał okazji nigdy go poznać. Kiedy byliśmy sami często śpiewaliśmy wspólnie. Oglądaliśmy wiele filmów, w większości było to filmy psychologiczne, którym trzeba było poświęcić nieco uwagi by zrozumieć o co tak naprawdę chodzi.
 Do mojego wyjazdu zostały dwa dni. Nie wierzę, że wrzesień dobiega końca. Właśnie czekałem na dziewczynę w naszym miejscu. Spóźniała się co było zupełnie do niej nie podobne. Jednak po niedługim czasie przyszła cała zapłakana. Szybko ruszyłem w jej kierunku, żeby ją przytulić. Jednak gdy chciałem to zrobić lekko mnie odepchnęła.
-Jul, kochanie co się stało?- zapytałem z troską. Zdziwiło mnie jej zachowanie, zawsze lubiła gdy ją przytulałem.
-To koniec Liam, koniec- powiedziała krztusząc się łzami.
-C-co?- zatkało mnie.
-Ale jak to? Dlaczego? Przecież było tak dobrze. Juliet co się stało? Nie kochasz mnie?- pytałem, a moje oczy zaszły łzami.
-Proszę cię powiedz coś. Cholera odezwij się- błagałem ją. Nie docierało do mnie to co właśnie się stało. Wszystko było tak dobrze, dlaczego się zepsuło? Co ja zrobiłem?
-Przepraszam. Kocham cię, tak bardzo cię kocham- wydukała. 
-To dlaczego? Nie rób mi tego nie zostawiaj mnie, jesteś całym moim światem- brzmię tak żałośnie, ale ta dziewczyna naprawdę tak wiele dla mnie znaczy.
-Mi też jest ciężko Liam. Ale tak musi być. Vincent van Gogh powiedział kiedyś, że kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem
przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.
-Ale ja nie jestem szczęśliwy, nie widzisz tego? Tylko ty dajesz mi szczęście- powiedziałem cicho, ale tak żeby mnie usłyszała.
-Wyjeżdżasz lada dzień, nie będzie cię przy mnie ani mnie przy tobie. Znajdziesz dziewczynę, która da ci szczęście tam. Zakończmy to tu i teraz. Nie zniosę dłużej tego bólu. Kocham cię pamiętaj o tym- powiedziała, przytuliła mnie ostatni raz i po prostu odeszła. Stałem w miejscu, bez ruchu. Po moich policzkach spływały słone łzy. Serce pękło na milion kawałków. Nie umiem znaleźć słów, które opiszą ból jaki czułem w tym momencie. To co było tak piękne, skończyło się nagle. A byłem pewny, że to uczucie wytrwa wszystko i skończy się dopiero gdy opuścimy ten świat. Tak bardzo się myliłem. Podwinąłem koszulkę by wytrzeć mokre od łez policzki. Zaciągnąłem się jej zapachem, pachniała Juliet. Juliet, która do dziś była moją.

Minęły trzy tygodnie od rozstania z piękną niebieskooką brunetką. Jestem już w Belfaście. Trochę się pozbierałem jednak pierwsze dni to była istna katastrofa. Wychodziłem z łóżka tylko do łazienki, nic nie jadłem całe życie ze mnie uleciało. Kiedy tu przyjechałem w pierwszy dzień znajomy wyciągnął mnie do klubu. Tak się schlałem, że nic nie pamiętam. Rano tylko obudziłem się w nieswoim łóżku z jakąś dziewczyną. Do tej pory nie wierzę, że byłem zdolny do czegoś takiego.
Właśnie zbierałem się na uczelnie gdy mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałem na wyświetlacz- numer nieznany. Postanowiłem jednak odebrać połączenie.
-Słucham?- powiedziałem i czekałem, aż osoba po drugiej stronie się odezwie.
-Liam?- zapytała kobieta. Skądś znałem już ten głos.
-Tak, o co chodzi?
-Tu ciotka Juliet. Dzwonie w jej sprawie. Chodzi o to, że jest w szpitalu. Uznałam, że powinieneś wiedzieć- powiedziała. Jak to w szpitalu? Co się stało? Nim zdążyłem odpowiedzieć, zapytać o cokolwiek usłyszałem po drugiej stronie sygnał zakończonego połączenia. Nie wierzę. To chyba jakiś żart. Muszę tam jechać, dowiedzieć się o co chodzi. Co z Juliet. To, że mnie zostawiła nie oznacza, że przestałem ją kochać. Szybko ruszyłem do swojego pokoju, wyciągnąłem z szafy walizkę, wpakowałem do niej jakieś ciuchy i bieliznę, dorzuciłem jeszcze kosmetyki i ładowarkę do telefonu. Gotowe. Zasunąłem torbę, przerzuciłem przez ramię i ruszyłem w stronę drzwi. Po drodze z szafki chwyciłem klucze do samochodu i już po chwili byłem na głównej drodze prowadzącej do Dublina.
Kiedy dotarłem na miejsce byłem tak zdenerwowany, że o mało nie potrąciłem pielęgniarki pod szpitalem. Całą drogę ręce mi się trzęsły. Bardzo się martwię o Jul, mam nadzieję, że to nic poważnego. Wpadłem do recepcji cały zduszany.
-Gdzie znajdę Juliet Barkley? Młoda, ładna brunetka- powiedziałem, a raczej wysapałem.
-Kim pan jest?- zapytała blondynka, siedząca za biurkiem.
-Jej chłopakiem, proszę niech mi pani powie muszę do niej iść.
-Piętro piąte, pokój 213- powiedziała kobieta, a ja ruszyłem czym prędzej do winy. Krzyknąłem jeszcze "dziękuję" i już mnie nie było. Po chwili byłem już na wskazanym przez kobietę piętrze. Gdy zobaczyłem wielki napis "onkologia" nogi się pode mną ugięły. Jak to możliwe? Dlaczego ona?
Wolnym krokiem ruszyłem do wskazanej sali. Dziewczyna siedziała ubrana ze spakowaną torbą. Kamień spadł mi z serca. Kiedy brunetka napotkała mnie wzrokiem, lekko się przestraszyła? Podszedłem do niej bliżej i bez żadnych słów zamknąłem ją w szczelnym uścisku. Brakowało mi jej ciepła.
-Nigdy więcej mnie tak nie strasz- wyszeptałem i złożyłem pocałunek na jej czole.
-Co ty tu robisz? Miałeś być w Belfaście.
-Twoja ciocia do mnie zadzwoniła, że jesteś w szpitalu, musiałem przyjechać- wytłumaczyłem.
-Jak się czujesz? Czemu jesteś na tym oddziale?- zacząłem zasypywać ją pytaniami.
-Opowiem ci wszystko, ale nie dziś. Czy mógł byś mnie zawieść do domu?- zapytała na co się zgodziłem. Zabrałem jej torbę i razem ruszyliśmy do mojego samochodu. Kiedy zatrzymałem się pod domem jej ciotki, pożegnała się ze mną i poprosiła byśmy spotkali się następnego dnia w naszym miejscu na plaży. Zgodziłem się no bo miałem jakieś inne wyjście? W dalszym ciągu nie daje mi spokoju to czy ona ma raka? Jeśli tak wiedziała wcześniej? Dlaczego już ją wypuścili? Mam nadzieję, że wszystko mi wyjaśni.

Czekałem na brunetkę w umówionym miejscu. Pogoda jak na październik była wyjątkowo ładna. Świeciło słońce, niebo było czyste, a morze spokojne. Siedziałem oparty o jeden z głazów, gdy w oddali zobaczyłem dziewczyna. Szła w tej pięknej białej sukience, którą miała na sobie kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem. Jej długie, brązowe włosy opadały swobodnie na ramiona. Wyglądała ślicznie. Dzieliła nas coraz mniejsza odległość. Po chwili dziewczyna siedziała już obok mnie. Oplotłem jej talię ramieniem i przyciągnąłem bliżej siebie. Nie protestowała. Ułożyła głowę na moim torsie i głośno westchnęła. Siedzieliśmy w ciszy, patrząc przed siebie. Jednak ja musiałem dowiedzieć się o co chodzi.
-Juliet? Powiedz mi co się dzieje.
-Umieram Liam- powiedziała smutno. Co?! Nie!
-Nie żartuj ze mnie- warknąłem.
-Mówię poważnie, mam raka, zostało mi niewiele czasu- wyszeptała a po jej policzkach spłynęły łzy.
-To dlatego mnie zostawiłaś? Nie chodziło o mój wyjazd chciałaś się pożegnać, wiedziałaś, że już nigdy się nie zobaczymy?- mój głos przepełniał smutek i żal. Teraz wszystko było takie jasne.
-Jul czemu nie powiedziałaś, że jesteś chora? Nie możesz umrzeć, słyszysz? Kocham Cie. Pojedziemy do szpitala, będę przy tobie. Wyjdziesz z tego- zacząłem mówić przez łzy.
-Liam. Pamiętaj, że zawsze cię kochałam. Nie zapomnij o mnie. Obiecaj, że nie zapomnisz- jej głos był słaby ledwo słyszalny.
-Obiecuje Jul, tylko mnie nie zostawiaj- dziewczyna lekko odsunęła się ode mnie i złożyła pocałunek na moich ustach. Było w nim tyle bólu. Kiedy oderwaliśmy się od siebie dziewczyna ponownie ułożyła się na moim torsie.
-Kocham Cię mała.
-Ja ciebie też Liam- jej głosik był tak bardzo cichy.
-Będę przy tobie, poradzimy sobie- powiedziałem jednak dziewczyna nie zareagowała, nawet nie drgnęła.
-Jul, słyszysz mnie? Jul!- zacząłem potrząsać dziewczyną. Nic, zero reakcji. Spojrzałem na jej twarz oczy miała zamknięte. Nie! tylko nie to!
-Kochanie proszę obudź się, nie zostawiaj mnie- zacząłem błagać przez łzy. Jednak klatka piersiowa dziewczyny przestała się unosić. To nie może być koniec. Nie teraz.

Czwartek 21 październik to właśnie dziś przed paroma minutami ciało drobniej brunetki zostało zakopane trzy metry pod ziemią w białej trumnie. Moje szczęście zmarło 19 października dokładnie w ten sam dzień co jej ojciec. Odeszła ode mnie jednak, czuję jej obecność. Szczerze powiedziawszy ledwo się trzymam. Myślałem, że nie ma silniejszego bólu od tego, który towarzyszył mi podczas rozstania. Nic bardziej mylnego. To co czuje teraz jest milion razy gorsze. W dalszym ciągu nie dociera do mnie, że już nigdy nie zobaczę jej pięknego uśmiechu. Nigdy nie zatracę się w tych głęboko niebieskich oczach. Straciłem ją za zawsze. Nie sądzę bym mógł ułożyć sobie bez niej życie. Pokazała mi jak to jest kochać i być kochanym. Spędziłem z nią najlepsze wakacje. Choć były to zaledwie dwa miesiące zmieniły moje życie. Rozglądnąłem się dookoła. Otaczali mnie ludzie ubrani na czarno. Wszyscy mięli w oczach łzy. Każdy kto ją znał wiedział, że była wspaniałą osobą. Można było jej zaufać. Każdego otaczała miłością i opieką. Wszystkie jej uczucia były bezwarunkowe, niczego od nikogo nie oczekiwała. Ludzie zaczęli się rozchodzić, zostałem tylko ja i jej ciotka. Przez te trzy dni non stop płakałem. Znajomi, rodzina próbowali mnie jakoś pocieszyć, jednak co oni mogą. Nie mieli pojęcia co czuję. Nie stracili najważniejszej dla nich osoby na zawsze. Caren podeszła do mnie i przytuliła. Sięgnęła do torebki z której wyciągnęła białą kopertę.
-Kazała ci to przekazać- powiedziała kobieta, po czym obróciła się i odeszła. Zostałem sam. Usiadłem na ławce spojrzałem na zdjęcie dziewczyny po czym otworzyłem kopertę. Wypadła z niej bransoletka dziewczyny. Przyglądnąłem się jej. Miała ona wygrawerowane jej inicjały i datę śmierci. To nie może być przypadek. Z koperty wyciągnąłem jeszcze list który po chwili zacząłem śledzić wzrokiem.

Kochany Liam'ie!

Jeśli czytasz ten list to znaczy, że nie ma już mnie na tym świecie. Nie chciałam odchodzić, jednak ten kto planował moje życia postanowił inaczej... 
Chciałabym, abyś zawsze pamiętał, że Cię kochałam. Byłeś moim prywatnym szczęściem. To właśnie z Tobą spędziłam najlepsze chwilę w moim życiu. Może nie trwały zbyt długo, ale pozwoliły mi na doświadczenie najwspanialszego uczucia na świecie. Miłości.
Najlepsze chwilę w moim życiu rozpoczęły się wtedy gdy oddałeś mi bransoletkę. Już pierwszego dnia czułam, że jesteś cudownym chłopakiem, wiedziałam, że mnie nie skrzywdzisz, że mogę Ci zaufać. W przeciągu kilku dni zrozumiałam, że to Ty jesteś osobą z którą chce być do końca moich dni, chociaż nie zostało ich zbyt wiele. 
Teraz pewnie pomyślisz, że jestem egoistką bo wiedziałam o mojej chorobie, a nie pisnęłam ani słówka. Jest w tym trochę prawdy, wiele razy chciałam Ci powiedzieć o wszystkim ale nie mogłam. Nie dałam rady. W Twoich oczach było tyle szczęścia nie mogłam tego zepsuć. I tak już nic by mi nie pomogło bo choroba zaczęła atakować kolejne części organizmu.
Kiedy się z Tobą rozstawałam uznałam, że tak będzie lepiej, byłam coraz słabsza nie chciałam byś patrzył jak z dnia na dzień jest mnie coraz mniej na tym świecie. Sądziłam, że jeśli Cię zostawię znienawidzisz mnie, co poskutkowało by tym, że nie przejął byś się moją śmiercią. Teraz tak bardzo tego żałuję. Brakuje mi Cię tak bardzo. 
Moje życie dobiegło końca, jednak pozostała miłość. Mam nadzieję, że kiedyś gdy i na Ciebie przyjdzie czas, spotkamy się i będziemy szczęśliwi.
Mam do Ciebie prośbę, nie rozpaczaj nad moją śmiercią. Wiem, że to nie będzie łatwe ale postaraj się. Znajdź dziewczynę, obdarz ją miłością. Chciałabym żebyś był szczęśliwy. I wiem, że tak się stanie. Mam jednak nadzieję, że nie zapomnisz o mnie tak całkiem, że będziesz pamiętał jak bardzo Cię kochałam i jak szczęśliwi byliśmy. 
Moje, życie się skończyło, ale Twoje trwa nadal. Wykorzystaj je.
Nasza historia dobiegła końca jednak świat bezustannie gna do przodu.
Będę zawsze blisko Ciebie, a moje uczucie nie wygaśnie.
Kocham Cię.
Twoja, tylko Twoja
Juliet.
Ps. Chciałabym, żebyś zatrzymał moją bransoletkę i miał ją przy sobie. Niech ona będzie symbolem naszej miłości. Która trwała i trwać będzie wiecznie.

Skończyłem czytać, kartka przesiąknięta była moimi łzami. Dotarło do mnie, że jej już nie ma. Spojrzałem na jej zdjęcie leżące między kwiatami.
-Nigdy cię nie zapomnę, jestem twój i zawsze będę cię kochać- wyszeptałem. Poczułem ciepły podmuch wiatru, który otulił moje ciało. Wiedziałem, że ona tu jest, że zawsze będzie przy mnie.

                                                                                                                                            

No to mamy drugiego imagina!
Jak wrażenia? Podoba się czy nie bardzo?
Mamy nadzieję, że będziecie komentować bo liczba obserwujących nie jest duża i nie wiemy czy pisanie takich historii ma sens :)
No i ostatnie standardowe pytanie. O kim chcecie następny?