sobota, 21 lutego 2015

All the same

Był piękny, słoneczny, lipcowy poranek, co w Dublinie nie zdarzało się zbyt często. Chciałem jak najlepiej wykorzystać tę sytuację i wyszedłem na plażę, do której miałem dziesięć minut drogi spacerem. Ściągnąłem buty i podszedłem do morza. Woda była zbyt zimna by do niej wejść więc odpuściłem sobie i postanowiłem przejść się wzdłuż brzegu. Ludzie coraz liczniejszymi grupami rozkładali się na piasku, korzystając z tak pięknej pogody. Można było dostrzec dzieci bawiące się wspólnie, jedne kopały dołki inne robiły zamki z piasku. Kilka par spacerowało trzymając się za ręce i śmiejąc, niektórzy leżeli pogrążeni w pocałunkach, zapominając przy tym o istniejącym wokół nich świecie. Na ich widok coś zakuło mnie w sercu. Była to hm zazdrość? Tak wydaje mi się, że to właśnie to uczucie spowodowało ból. Dlaczego? Ja tak naprawdę nigdy nikogo nie miałem, nie czułem tego co czują ci ludzie. Nie było takiej osoby, której mogłem powiedzieć, że ją kocham, że jest moim światem. Pojawiło się grono dziewczyn, które chciały ze mną być, jednak żadna nie miała tego czegoś. Nie potrafiły mnie zatrzymać przy sobie na dłużej. Chciałbym poznać tą, która pokazałaby mi jak to jest być naprawdę szczęśliwym. Może już ją znam tylko  nie jestem tego świadomy? Oj stary, rozmarzyłeś się- powiedziała kpiąco moja podświadomość. Szedłem już dobre pół godziny, obserwując ludzi, którzy totalnie nie zwracali na mnie uwagi, aż dotarłem do miejsca w którym nie było ani jednej żywej duszy. Głosy dzieci i dorosłych ucichły, natomiast zastąpił je dźwięk rozbijających się o brzeg fal. W pewnym momencie mój wzrok utkwił na pięknej brunetce. Kiedy bardziej się jej przyglądnąłem, aż zrobiło mi się ciepło. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułem. Siedziała w białej sukience, która podkreślała jej opaleniznę, zaczytana była w książce. Chciałem do niej podejść, zagadać jakoś jednak moja nieśmiałość na to nie pozwalała. Niby sporo osób powtarzało mi, że jestem przystojny, ale brakowało mi pewności siebie. Zrezygnowany postanowiłem usiąść w bezpiecznej odległości od dziewczyny by móc jej się trochę poprzyglądać. Wydaje mi się, że mnie nie zauważyła no, ale w sumie sam tego chciałem. Kolejne dwie godziny zleciały mi na gapieniu się na brunetkę. Od czasu do czasu na jej zaczytaną i spokojną twarz wkradał się uśmiech. Jeszcze nigdy nie widziałem osoby tak pięknie się uśmiechającej. Co ja pierdole? Jak to tak dalej będzie wyglądać to jeszcze się w niej zakocham nie zamieniając z nią ani jednego zdania. Jestem kretynem. W takich momentach jak ten nienawidzę się z całego serca za tą głupią nieśmiałość. Po chwili dziewczyna niespodziewanie wstała, otrzepała sukienkę, książkę wrzuciła do torebki i ruszyła w przeciwną do mnie stronę. Kiedy nie dostrzegłem już jej sylwetki zrezygnowany postanowiłem udać się do domu, w którym nikt na mnie nie czekał. Rodzice z młodszym rodzeństwem wyjechali do USA by odwiedzić rodzinę, mieli tam spędzić całe wakacje.

Przez kolejne dni pogoda dopisywała jak nigdy, codziennie rano chodziłem na plażę i każdego dnia spotykałem tam tą samą dziewczynę. Piękną brunetkę, której ciało zawsze przyozdabiały delikatne sukienki. Dzisiaj wydawała się jakaś nieobecna, pierwszy raz nic nie czytała, po prostu siedziała wpatrując się w wodę. Gdy wytężyłem wzrok zauważyłem jedną łzę spływającą po jej policzku. Na ten widok, aż mnie zrobiło się przykro. Dziewczyna powoli wstała kierując się w tę samą stronę, w którą odchodziła każdego dnia. Zauważyłem, że upadła jej jakaś błyskotka jednak ona wydawała się tego nie odczuć i szła dalej z każdym krokiem oddalając się coraz bardziej. Chciałem krzyknąć by się zatrzymała jednak kiedy otworzyłem usta nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Gdy dziewczyna zniknęła z mojego pola widzenia ruszyłem do miejsca w którym siedziała. W powietrzu wyczułem zanikający zapach delikatnych perfum. Ja chyba schizuję. Schyliłem się by podnieść z ziemi przedmiot, który jej upadł. Była to srebrna bransoletka z serduszkiem. Przyglądnąłem się jej dokładnie. Z tyłu wygrawerowane były inicjały z datą "J.B 19.10". Poczułem ukłucie w sercu. Dziewczyna musiała kogoś mieć, ale w sumie nie ma co się dziwić, jest naprawdę piękna. W tej sytuacji w sumie dobrze, że nie odważyłem się do niej podejść bo i tak dostałbym kosza. Przez chwilę zastanawiałem się co mam zrobić z bransoletką. Wziąć czy może zostawić? Po chwili wrzuciłem ją do kieszeni spodni, postanowiłem przyjść w to miejsce następnego dnia. Przypuszczam, że ta błyskotka jest dla dziewczyny ważna więc za pewne będzie jej szukać. Nabrałem do płuc sporej ilości powietrza po czym wolno je wypuściłem. Postanowiłem wracać do domu. Wolnym krokiem ruszyłem drogą którą tutaj przyszedłem.
Nazajutrz pogoda znacznie się popsuła, miałem wrażenie, że zaraz się rozpada. Wiał porywisty wiatr. Przez te parę słonecznych dni plaża pękała w szwach, a teraz nie ma tu praktycznie nikogo. Szedłem brzegiem morza do miejsca w którym ostatnio regularnie bywałem. Serce przyśpieszyło mi na myśl, iż znów zobaczę tajemniczą brunetkę. Do tego będę musiał z nią porozmawiać... Dobra stary jesteś facetem dasz radę.
Gdy dotarłem na miejsce moje ciało ogarnęło rozczarowanie, ponieważ dziewczyna, która przez ostatnie dni bezustannie zaprząta moje myśli nie pojawiła się. Właśnie dziś gdy znalazłem odwagę by w końcu do niej podejść. Zrezygnowany usiadłem na piasku, zakopałem w nim stopy i siedziałem wpatrując się w niespokojne morze. Moje myśli ponownie powędrowały do brunetki. W sumie nie ma się co dziwić, że się nie zjawiła. W taką pogodę nawet zwierzęta wolą zostać w domu niż wyjść na dwór, więc co tu mówić o ludziach. Swoją drogą zastanawia mnie jak ma na imię, albo dlaczego wczoraj była taka smutna lub czyje inicjały są na jej bransoletce. Niespodziewanie moje przemyślenia przerwała drobna osóbka bacznie rozglądająca się dookoła, jakby czegoś szukała. Przyglądnąłem się bardziej i od razu rozpoznałem piękną brunetkę. Dziś była ubrana w jasne dżinsy i za dużą bluzę, wyglądała uroczo. Przyszła do miejsca, w którym zawsze siedziała, rozglądała się na wszystkie strony, zapewne szukała bransoletki, którą ja właśnie trzymałem w ręce. Kiedy niczego nie znalazła podniosła wzrok tak, że mogłem ujrzeć w jej oczach łzy. Przypuszczam, że koleś, którego inicjały znajdują się na błyskotce musi być dla niej cholernie ważny. Zrezygnowana brunetka zaczęła się oddalać z powrotem w stronę z której przyszła. Dobra Liam to być może twoja jedyna szansa. No już rusz dupę idź za nią!- krzyczała moja podświadomość. Zebrałem się w sobie i  ruszyłem  za nieznajomą.
-Przepraszam! Zaczekaj!- krzyknąłem, na co dziewczyna się obróciła.
-O co chodzi?- zapytała delikatnym głosem. A mnie serce podskoczyło do gardła.
-To chyba należy do ciebie- powiedziałem i wyciągnąłem dłoń w której trzymałem bransoletkę i podałem brunetce.
-Oh, dziękuję! Szukałam jej wszędzie, nie wiem co bym zrobiła gdybym jej nie znalazła- wyznała uradowana.
-Zakładam, że twojemu chłopakowi było by smutno gdyby się dowiedział- powiedziałem smutno i spuściłem głowę.
-Co? Ale ja nie mam chłopaka- wypowiadając te słowa jej policzki oblał rumieniec. A ja wewnętrznie zacząłem skakać z radości.
-Przepraszam, źle zrozumiałem, ale to serduszko i inicjały z datą...
-Nic nie szkodzi, tak w ogóle jestem Juliet- powiedziała dziewczyna i wyciągnęła do mnie dłoń. Lekko ją ścisnąłem.
-Liam- uśmiechnąłem się szeroko.
-Jest dość zimno, wiem, że nie nie znamy się w ogóle, ale może chciała byś się ze mną napić czegoś ciepłego. Niedaleko jest całkiem fajna kawiarenka- zaproponowałem, a moje serce niemal stanęło wyczekując odpowiedzi.
-W sumie czemu nie- powiedziała delikatnie się uśmiechając,
-Więc chodźmy.
Podczas drogi dowiedziałem się, że Jul jest rok młodsza ode mnie i mieszka w Dublinie na stałe. Jej pasją jest śpiew i literatura. Gdy weszliśmy do kawiarni moje nozdrza napełnij zapach świeżo parzonej kawy i ciasta. Zajęliśmy stolik tuż przy oknie by móc podziwiać morze, które choć wzburzone miało swój urok. Po chwili podeszła do nas kobieta w podeszłym wieku by przyjąć zamówienie. Obje zdecydowaliśmy się na kakao i ciasto czekoladowe. Gdy kobieta odeszła postanowiłem zadać brunetce pytanie, które nie daje mi spokoju.
-Jul? Mogę o coś zapytać?
-Tak jasne- powiedziała i popatrzyła w moje oczy. Przyglądnąłem się lepiej jej tęczówką, były w odcieniach błękitu, Patrząc w nie miałem wrażenie, że zaraz utonę w ich głębi. Jeszcze nigdy nie widziałem takich oczu. Można było z nich tyle wyczytać. Moja babcia zawsze powtarzała, że oczy są odzwierciedleniem duszy. W pełni się z tym zgadzam. Dusza Juliet jest wyjątkowa, niespotykana.
-Liam?- odezwała się dziewczyna sprowadzając mnie przy tym na ziemię, potrząsnąłem głową by się jakoś opanować.
-Przepraszam, zamyśliłem się- wytłumaczyłem na co niebieskooka skinęła głową.
-Co oznaczają inicjały na bransoletce? Dlaczego jest dla ciebie taka ważna?- zapytałem, a dziewczyna westchnęła. Chwilę się zastanawiała co ma odpowiedzieć.
-Jeśli nie chcesz nie musisz mówić, rozumiem.
-Nie, to nie tak, po prostu to trochę trudne- wyszeptała i spuściła wzrok. Po chwili jej usta
 ponownie się otworzyły.
-To inicjały mojego taty, miał na imię John, zmarł ponad rok temu stąd data 19 października. Był dla mnie jedyną bliską osobą poza dziadkami, matka zostawiła nas kiedy byłam jeszcze mała, w ogóle jej nie pamiętam- powiedziała, a w jej oczach stanęły łzy.
-Tak bardzo mi przykro, nie wiedziałem, przepraszam- wyszeptałem zmieszany i chwyciłem dłoń dziewczyny która leżała na stoliku. Zacząłem pocierać ją delikatnie kciukiem. Dziewczyna nie powstrzymywała już łez, które moczyły jej piękne policzki. Nie mogłem siedzieć bezczynnie. Przesiadłem się na kanapę obok niej i mocno ją przytuliłem. Wtuliła się w mój tors i cicho szlochała.
-Cii nie płacz, wszystko będzie dobrze- powiedziałem i lekko ucałowałem jej czoło. Dziewczyna odsunęła się ode mnie i wytarła policzki. uśmiechnąłem się do niej lekko co starała się odwzajemnić.
-To nie powinno mieć miejsca, nie powinnam była się tak rozklejać. Po prostu poczułam, że jesteś osobą której mogę zaufać- wyznała lekko speszona, a jej policzki lekko się zaróżowiły.
-Jesteś urocza gdy się zawstydzasz, ale nie masz powodu- powiedziałem i w tym samym momencie otrzymaliśmy nasze zamówienia. Rozmawialiśmy przez długi czas. Dowiedziałem się, że Juliet mieszka obecnie u swojej ciotki, ponieważ dziadkowie są w domu starców, a mieszkanie po jej ojcu przejęła druga żona pana Barkley'a. W ciągu roku szkolnego natomiast uczy się w szkole z internatem. Ojciec przed śmiercią dobrze zabezpieczył jej przyszłość. Okazało się, że ona już pierwszego dnia zauważyła mnie na plaży i przyglądała mi się ukradkiem, ale tak jak ja wstydziła się podejść. Dziewczyna wyznała również, że nie ma żadnych przyjaciół. A jej jedynymi towarzyszami są książki, które wręcz kocha. Z tego co udało mi się zauważyć i wyczytać z jej oczu była niesamowicie wrażliwa i delikatna, ale zarazem silna. To co przeszła umocniło ją, jednak jeden niewłaściwy ruch mógł złamać jej serce. W tych niesamowitych niebieskich oczach było tyle bezwarunkowej miłości, która tylko czekała by przelać się na jakąś osobę. Ta dziewczyna jest niesamowita jednym spojrzeniem potrafi zahipnotyzować człowieka. Wywołać uśmiech na twarzy. Nie mam pojęcia jakim cudem zaczęło się już ściemniać. Kiedy ten czas zleciał? Byliśmy tak pochłonięci rozmową, że nawet nie zauważyłem kiedy David do mnie dzwonił. Całkiem wyleciało mi z głowy, że byłem z nim umówiony.
-Będę się zbierać, robi się późno- powiedziała dziewczyna.
-Odprowadzę cię jeśli chcesz- zaproponowałem, co spotkało się z uśmiechem dziewczyny. Droga do domu jej ciotki minęła w piorunującym tempie, tak jak cały dzisiejszy dzień.
-Dziękuje za wszystko, za cały ten dzień, nie myślałem, że spotkam kiedykolwiek taką dziewczynę jak ty- powiedziałem do dziewczyny gdy się żegnaliśmy, uśmiechnęła się i mimo, że było już dość ciemno zauważyłem ten jej rumieniec, którym się oblewała za każdym razem gdy ją skomplementowałem.
-Też dziękuje za wszystko, za to że mogłam się wygadać i nie wyśmiałeś mnie. Tego mi było trzeba- powiedziała i nim zdążyłem zareagować szybko musnęła swoimi miękkimi wargami mój policzek. Tym razem ja poczułem, że spaliłem buraka. Nie uszło to uwadze brunetki i widząc moją czerwoną twarz cicho zachichotała.
-Jest szansa, że jeszcze kiedyś się spotkamy?- zapytałem z nadzieją.
-Jasne, podasz mi swój numer telefonu? Odezwę się- powiedziała Jul i podała mi swoją komórkę bym wpisał numer. Kiedy to zrobiłem nacisnąłem zieloną słuchawkę żebym w razie czego też mógł się z nią skontaktować. Po chwili dziewczyna już była przy drzwiach niewielkiego domku. Pomachała mi jeszcze na pożegnanie i weszła do środka. Teraz gdy już jej nie było przejechałem delikatnie dłonią po policzku, który pocałowała. Cały w skowronkach ruszyłem do mieszkania. To niesamowite, ona jest niesamowita. Z nikim tak dobrze mi się jeszcze nie rozmawiało. Czuję, że mogę jej zaufać tak jak ona zaufała mi.
Wieczorem gdy kładłem się do łóżka postanowiłem napisać jeszcze SMS-a do Juliet.

Śpij dobrze, słodkich snów :*
Liam xx

Wysłałem wiadomość, zablokowałem telefon i najzwyczajniej w świecie usnąłem myśląc o wyjątkowych, niebieskich tęczówkach.

Kolejne dni spędzałem z Juliet, niesamowicie się do siebie zbliżyliśmy. Rozmawialiśmy na wszystkie tematy, nie miałem przed nią żadnych tajemnic i czułem, a wręcz byłem tego pewny, że ona też jest ze mną szczera. Czytała mi fragmenty swoich ulubionych książek. Gdy mówiła o swoich ulubionych pisarzach robiła to z taką pasją, że nawet osoba, która nic w życiu nie przeczytała miała by ochotę iść do biblioteki i zatracić się w świecie fantazji. Przy okazji jednych z odwiedzin u niej dowiedziałem się również, że dziewczyna pięknie rysuje oraz gra na fortepianie. Gdy zagrała mi swój ulubiony utwór przeszedł mnie dreszcz, a w oczach poczułem wilgoć. Dużo czasu spędzaliśmy na plaży. Znaleźliśmy na niej miejsce między skałami, nikt nigdy tam nie chodził. Z dnia na dzień, zależało mi na niej coraz bardziej. Czułem, że kocham tą dziewczynę mimo, iż nie znamy się za długo. Postanowiłem, że właśnie dziś powiej jej co do niej czuję, jesteśmy na etapie "przyjaciele". Jednak ja chcę czegoś więcej i mam nadzieję, że ona choć w małym stopniu odwzajemnia moje uczucia. Czekałem na dziewczynę w naszym miejscu na plaży, jak znam życie będzie przed czasem. Jest to osoba, która nie cierpi się spóźniać, uważa, że jest to brak szacunku do drugiej osoby. W sumie może to prawda. Sam nie wiem. Moje przemyślenia przerwały ciepłe dłonie na moich oczach na co się wzdrygnąłem.
-Zgadnij kto to!- powiedział delikatny głosik, który wywoływał szeroki uśmiech na mojej twarzy. Złapałem za dłonie dziewczyny i obróciłem się szybko w jej stronę mocno ją do siebie przytulając.
-Liam! Wariacie, puść mnie bo się duszę.
-To cię nauczy żeby więcej mnie nie straszyć- powiedziałem i poluzowałem uścisk by dziewczyna mogła się z niego wydostać.
-A tak poza tym to się stęskniłem- dodałem po chwili, przez co kąciki malinowych ust dziewczyny uniosły się ku górze.
-Też tęskniłam- wyznała, a moje serce mocniej zabiło. Jest nadzieja, że może chociaż w jednym procencie czuję do mnie to co ja do niej.
-Musimy poważnie porozmawiać- powiedziałem poważnym tonem, na co mina niebieskookiej zrzedła. Przełknęła nerwowo ślinę po czym dała mi znak głową bym mówił dalej.
-Zrobię to szybko i bezboleśnie. Juliet bo ja, bo to tak samo wyszło, że... No nigdy tak nie miałem i chciałem zapytać czy my, znaczy czy ty- zacząłem się plątać w słowach na co dziewczyna wybuchła śmiechem.
-Jul, ja kocham cię- westchnąłem, a brunetka wytrzeszczyła oczy. 
-Liam ja nie wiem co powiedzieć.
-Daj spokój, zapomnij o tym zrobiłem z siebie kretyna- powiedziałem i schowałem twarz w dłonie. Juliet delikatnie chwyciła moje ręce.
-Popatrz na mnie- szepnęła. Zrobiłem to o co prosiła. Patrzyłem w te niebieskie oczy, które dawały mi szczęście, w których się zakochałem.
-Ja też cię kocham- powiedziała patrząc głęboko w moje oczy po czym złączyła nasze usta ze sobą. Zatraciliśmy się w pocałunku. Był on pełen emocji. Wyrażał nasze uczucia. Szczęście wypełniało każdą komórkę mojego ciała. Ta piękna, drobna istota kocha mnie a ja kocham ją. Nie może być lepiej. W końcu doznałem uczucia, którego zazdrościłem innym zakochanym. Dla mnie czas stanął w miejscu. Leżeliśmy razem przytuleni do siebie wpatrując się w niebo i słuchając dźwięku morza. Już niedługo wakacje dobiegną końca a ja będę musiał wyjechać do Belfastu na studia. Nie chce jej tutaj zostawiać samej. Nie wiem jak zniosę tą odległość. Jednak teraz nie mam zamiaru zaprzątać tym sobie głowy. Muszę nacieszyć się chwilą, tym, że moje szczęście jest blisko mnie.

Dni mijały nieubłaganie szybko. Każdy był wyjątkowy, bo spędzony z nią. Nasze uczucie wciąż rosło. Całe dnie spędzaliśmy w swoim towarzystwie. Spacerowaliśmy po plaży trzymając się za ręce, całując, siedzieliśmy w kawiarence, do której poszliśmy gdy oddałem jej bransoletkę. Kilka razy odwiedziliśmy jej tatę na cmentarzu. Dużo o nim opowiadała. Wydawał się serio fajnym facetem, przykro mi, że nie będę miał okazji nigdy go poznać. Kiedy byliśmy sami często śpiewaliśmy wspólnie. Oglądaliśmy wiele filmów, w większości było to filmy psychologiczne, którym trzeba było poświęcić nieco uwagi by zrozumieć o co tak naprawdę chodzi.
 Do mojego wyjazdu zostały dwa dni. Nie wierzę, że wrzesień dobiega końca. Właśnie czekałem na dziewczynę w naszym miejscu. Spóźniała się co było zupełnie do niej nie podobne. Jednak po niedługim czasie przyszła cała zapłakana. Szybko ruszyłem w jej kierunku, żeby ją przytulić. Jednak gdy chciałem to zrobić lekko mnie odepchnęła.
-Jul, kochanie co się stało?- zapytałem z troską. Zdziwiło mnie jej zachowanie, zawsze lubiła gdy ją przytulałem.
-To koniec Liam, koniec- powiedziała krztusząc się łzami.
-C-co?- zatkało mnie.
-Ale jak to? Dlaczego? Przecież było tak dobrze. Juliet co się stało? Nie kochasz mnie?- pytałem, a moje oczy zaszły łzami.
-Proszę cię powiedz coś. Cholera odezwij się- błagałem ją. Nie docierało do mnie to co właśnie się stało. Wszystko było tak dobrze, dlaczego się zepsuło? Co ja zrobiłem?
-Przepraszam. Kocham cię, tak bardzo cię kocham- wydukała. 
-To dlaczego? Nie rób mi tego nie zostawiaj mnie, jesteś całym moim światem- brzmię tak żałośnie, ale ta dziewczyna naprawdę tak wiele dla mnie znaczy.
-Mi też jest ciężko Liam. Ale tak musi być. Vincent van Gogh powiedział kiedyś, że kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem
przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.
-Ale ja nie jestem szczęśliwy, nie widzisz tego? Tylko ty dajesz mi szczęście- powiedziałem cicho, ale tak żeby mnie usłyszała.
-Wyjeżdżasz lada dzień, nie będzie cię przy mnie ani mnie przy tobie. Znajdziesz dziewczynę, która da ci szczęście tam. Zakończmy to tu i teraz. Nie zniosę dłużej tego bólu. Kocham cię pamiętaj o tym- powiedziała, przytuliła mnie ostatni raz i po prostu odeszła. Stałem w miejscu, bez ruchu. Po moich policzkach spływały słone łzy. Serce pękło na milion kawałków. Nie umiem znaleźć słów, które opiszą ból jaki czułem w tym momencie. To co było tak piękne, skończyło się nagle. A byłem pewny, że to uczucie wytrwa wszystko i skończy się dopiero gdy opuścimy ten świat. Tak bardzo się myliłem. Podwinąłem koszulkę by wytrzeć mokre od łez policzki. Zaciągnąłem się jej zapachem, pachniała Juliet. Juliet, która do dziś była moją.

Minęły trzy tygodnie od rozstania z piękną niebieskooką brunetką. Jestem już w Belfaście. Trochę się pozbierałem jednak pierwsze dni to była istna katastrofa. Wychodziłem z łóżka tylko do łazienki, nic nie jadłem całe życie ze mnie uleciało. Kiedy tu przyjechałem w pierwszy dzień znajomy wyciągnął mnie do klubu. Tak się schlałem, że nic nie pamiętam. Rano tylko obudziłem się w nieswoim łóżku z jakąś dziewczyną. Do tej pory nie wierzę, że byłem zdolny do czegoś takiego.
Właśnie zbierałem się na uczelnie gdy mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałem na wyświetlacz- numer nieznany. Postanowiłem jednak odebrać połączenie.
-Słucham?- powiedziałem i czekałem, aż osoba po drugiej stronie się odezwie.
-Liam?- zapytała kobieta. Skądś znałem już ten głos.
-Tak, o co chodzi?
-Tu ciotka Juliet. Dzwonie w jej sprawie. Chodzi o to, że jest w szpitalu. Uznałam, że powinieneś wiedzieć- powiedziała. Jak to w szpitalu? Co się stało? Nim zdążyłem odpowiedzieć, zapytać o cokolwiek usłyszałem po drugiej stronie sygnał zakończonego połączenia. Nie wierzę. To chyba jakiś żart. Muszę tam jechać, dowiedzieć się o co chodzi. Co z Juliet. To, że mnie zostawiła nie oznacza, że przestałem ją kochać. Szybko ruszyłem do swojego pokoju, wyciągnąłem z szafy walizkę, wpakowałem do niej jakieś ciuchy i bieliznę, dorzuciłem jeszcze kosmetyki i ładowarkę do telefonu. Gotowe. Zasunąłem torbę, przerzuciłem przez ramię i ruszyłem w stronę drzwi. Po drodze z szafki chwyciłem klucze do samochodu i już po chwili byłem na głównej drodze prowadzącej do Dublina.
Kiedy dotarłem na miejsce byłem tak zdenerwowany, że o mało nie potrąciłem pielęgniarki pod szpitalem. Całą drogę ręce mi się trzęsły. Bardzo się martwię o Jul, mam nadzieję, że to nic poważnego. Wpadłem do recepcji cały zduszany.
-Gdzie znajdę Juliet Barkley? Młoda, ładna brunetka- powiedziałem, a raczej wysapałem.
-Kim pan jest?- zapytała blondynka, siedząca za biurkiem.
-Jej chłopakiem, proszę niech mi pani powie muszę do niej iść.
-Piętro piąte, pokój 213- powiedziała kobieta, a ja ruszyłem czym prędzej do winy. Krzyknąłem jeszcze "dziękuję" i już mnie nie było. Po chwili byłem już na wskazanym przez kobietę piętrze. Gdy zobaczyłem wielki napis "onkologia" nogi się pode mną ugięły. Jak to możliwe? Dlaczego ona?
Wolnym krokiem ruszyłem do wskazanej sali. Dziewczyna siedziała ubrana ze spakowaną torbą. Kamień spadł mi z serca. Kiedy brunetka napotkała mnie wzrokiem, lekko się przestraszyła? Podszedłem do niej bliżej i bez żadnych słów zamknąłem ją w szczelnym uścisku. Brakowało mi jej ciepła.
-Nigdy więcej mnie tak nie strasz- wyszeptałem i złożyłem pocałunek na jej czole.
-Co ty tu robisz? Miałeś być w Belfaście.
-Twoja ciocia do mnie zadzwoniła, że jesteś w szpitalu, musiałem przyjechać- wytłumaczyłem.
-Jak się czujesz? Czemu jesteś na tym oddziale?- zacząłem zasypywać ją pytaniami.
-Opowiem ci wszystko, ale nie dziś. Czy mógł byś mnie zawieść do domu?- zapytała na co się zgodziłem. Zabrałem jej torbę i razem ruszyliśmy do mojego samochodu. Kiedy zatrzymałem się pod domem jej ciotki, pożegnała się ze mną i poprosiła byśmy spotkali się następnego dnia w naszym miejscu na plaży. Zgodziłem się no bo miałem jakieś inne wyjście? W dalszym ciągu nie daje mi spokoju to czy ona ma raka? Jeśli tak wiedziała wcześniej? Dlaczego już ją wypuścili? Mam nadzieję, że wszystko mi wyjaśni.

Czekałem na brunetkę w umówionym miejscu. Pogoda jak na październik była wyjątkowo ładna. Świeciło słońce, niebo było czyste, a morze spokojne. Siedziałem oparty o jeden z głazów, gdy w oddali zobaczyłem dziewczyna. Szła w tej pięknej białej sukience, którą miała na sobie kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem. Jej długie, brązowe włosy opadały swobodnie na ramiona. Wyglądała ślicznie. Dzieliła nas coraz mniejsza odległość. Po chwili dziewczyna siedziała już obok mnie. Oplotłem jej talię ramieniem i przyciągnąłem bliżej siebie. Nie protestowała. Ułożyła głowę na moim torsie i głośno westchnęła. Siedzieliśmy w ciszy, patrząc przed siebie. Jednak ja musiałem dowiedzieć się o co chodzi.
-Juliet? Powiedz mi co się dzieje.
-Umieram Liam- powiedziała smutno. Co?! Nie!
-Nie żartuj ze mnie- warknąłem.
-Mówię poważnie, mam raka, zostało mi niewiele czasu- wyszeptała a po jej policzkach spłynęły łzy.
-To dlatego mnie zostawiłaś? Nie chodziło o mój wyjazd chciałaś się pożegnać, wiedziałaś, że już nigdy się nie zobaczymy?- mój głos przepełniał smutek i żal. Teraz wszystko było takie jasne.
-Jul czemu nie powiedziałaś, że jesteś chora? Nie możesz umrzeć, słyszysz? Kocham Cie. Pojedziemy do szpitala, będę przy tobie. Wyjdziesz z tego- zacząłem mówić przez łzy.
-Liam. Pamiętaj, że zawsze cię kochałam. Nie zapomnij o mnie. Obiecaj, że nie zapomnisz- jej głos był słaby ledwo słyszalny.
-Obiecuje Jul, tylko mnie nie zostawiaj- dziewczyna lekko odsunęła się ode mnie i złożyła pocałunek na moich ustach. Było w nim tyle bólu. Kiedy oderwaliśmy się od siebie dziewczyna ponownie ułożyła się na moim torsie.
-Kocham Cię mała.
-Ja ciebie też Liam- jej głosik był tak bardzo cichy.
-Będę przy tobie, poradzimy sobie- powiedziałem jednak dziewczyna nie zareagowała, nawet nie drgnęła.
-Jul, słyszysz mnie? Jul!- zacząłem potrząsać dziewczyną. Nic, zero reakcji. Spojrzałem na jej twarz oczy miała zamknięte. Nie! tylko nie to!
-Kochanie proszę obudź się, nie zostawiaj mnie- zacząłem błagać przez łzy. Jednak klatka piersiowa dziewczyny przestała się unosić. To nie może być koniec. Nie teraz.

Czwartek 21 październik to właśnie dziś przed paroma minutami ciało drobniej brunetki zostało zakopane trzy metry pod ziemią w białej trumnie. Moje szczęście zmarło 19 października dokładnie w ten sam dzień co jej ojciec. Odeszła ode mnie jednak, czuję jej obecność. Szczerze powiedziawszy ledwo się trzymam. Myślałem, że nie ma silniejszego bólu od tego, który towarzyszył mi podczas rozstania. Nic bardziej mylnego. To co czuje teraz jest milion razy gorsze. W dalszym ciągu nie dociera do mnie, że już nigdy nie zobaczę jej pięknego uśmiechu. Nigdy nie zatracę się w tych głęboko niebieskich oczach. Straciłem ją za zawsze. Nie sądzę bym mógł ułożyć sobie bez niej życie. Pokazała mi jak to jest kochać i być kochanym. Spędziłem z nią najlepsze wakacje. Choć były to zaledwie dwa miesiące zmieniły moje życie. Rozglądnąłem się dookoła. Otaczali mnie ludzie ubrani na czarno. Wszyscy mięli w oczach łzy. Każdy kto ją znał wiedział, że była wspaniałą osobą. Można było jej zaufać. Każdego otaczała miłością i opieką. Wszystkie jej uczucia były bezwarunkowe, niczego od nikogo nie oczekiwała. Ludzie zaczęli się rozchodzić, zostałem tylko ja i jej ciotka. Przez te trzy dni non stop płakałem. Znajomi, rodzina próbowali mnie jakoś pocieszyć, jednak co oni mogą. Nie mieli pojęcia co czuję. Nie stracili najważniejszej dla nich osoby na zawsze. Caren podeszła do mnie i przytuliła. Sięgnęła do torebki z której wyciągnęła białą kopertę.
-Kazała ci to przekazać- powiedziała kobieta, po czym obróciła się i odeszła. Zostałem sam. Usiadłem na ławce spojrzałem na zdjęcie dziewczyny po czym otworzyłem kopertę. Wypadła z niej bransoletka dziewczyny. Przyglądnąłem się jej. Miała ona wygrawerowane jej inicjały i datę śmierci. To nie może być przypadek. Z koperty wyciągnąłem jeszcze list który po chwili zacząłem śledzić wzrokiem.

Kochany Liam'ie!

Jeśli czytasz ten list to znaczy, że nie ma już mnie na tym świecie. Nie chciałam odchodzić, jednak ten kto planował moje życia postanowił inaczej... 
Chciałabym, abyś zawsze pamiętał, że Cię kochałam. Byłeś moim prywatnym szczęściem. To właśnie z Tobą spędziłam najlepsze chwilę w moim życiu. Może nie trwały zbyt długo, ale pozwoliły mi na doświadczenie najwspanialszego uczucia na świecie. Miłości.
Najlepsze chwilę w moim życiu rozpoczęły się wtedy gdy oddałeś mi bransoletkę. Już pierwszego dnia czułam, że jesteś cudownym chłopakiem, wiedziałam, że mnie nie skrzywdzisz, że mogę Ci zaufać. W przeciągu kilku dni zrozumiałam, że to Ty jesteś osobą z którą chce być do końca moich dni, chociaż nie zostało ich zbyt wiele. 
Teraz pewnie pomyślisz, że jestem egoistką bo wiedziałam o mojej chorobie, a nie pisnęłam ani słówka. Jest w tym trochę prawdy, wiele razy chciałam Ci powiedzieć o wszystkim ale nie mogłam. Nie dałam rady. W Twoich oczach było tyle szczęścia nie mogłam tego zepsuć. I tak już nic by mi nie pomogło bo choroba zaczęła atakować kolejne części organizmu.
Kiedy się z Tobą rozstawałam uznałam, że tak będzie lepiej, byłam coraz słabsza nie chciałam byś patrzył jak z dnia na dzień jest mnie coraz mniej na tym świecie. Sądziłam, że jeśli Cię zostawię znienawidzisz mnie, co poskutkowało by tym, że nie przejął byś się moją śmiercią. Teraz tak bardzo tego żałuję. Brakuje mi Cię tak bardzo. 
Moje życie dobiegło końca, jednak pozostała miłość. Mam nadzieję, że kiedyś gdy i na Ciebie przyjdzie czas, spotkamy się i będziemy szczęśliwi.
Mam do Ciebie prośbę, nie rozpaczaj nad moją śmiercią. Wiem, że to nie będzie łatwe ale postaraj się. Znajdź dziewczynę, obdarz ją miłością. Chciałabym żebyś był szczęśliwy. I wiem, że tak się stanie. Mam jednak nadzieję, że nie zapomnisz o mnie tak całkiem, że będziesz pamiętał jak bardzo Cię kochałam i jak szczęśliwi byliśmy. 
Moje, życie się skończyło, ale Twoje trwa nadal. Wykorzystaj je.
Nasza historia dobiegła końca jednak świat bezustannie gna do przodu.
Będę zawsze blisko Ciebie, a moje uczucie nie wygaśnie.
Kocham Cię.
Twoja, tylko Twoja
Juliet.
Ps. Chciałabym, żebyś zatrzymał moją bransoletkę i miał ją przy sobie. Niech ona będzie symbolem naszej miłości. Która trwała i trwać będzie wiecznie.

Skończyłem czytać, kartka przesiąknięta była moimi łzami. Dotarło do mnie, że jej już nie ma. Spojrzałem na jej zdjęcie leżące między kwiatami.
-Nigdy cię nie zapomnę, jestem twój i zawsze będę cię kochać- wyszeptałem. Poczułem ciepły podmuch wiatru, który otulił moje ciało. Wiedziałem, że ona tu jest, że zawsze będzie przy mnie.

                                                                                                                                            

No to mamy drugiego imagina!
Jak wrażenia? Podoba się czy nie bardzo?
Mamy nadzieję, że będziecie komentować bo liczba obserwujących nie jest duża i nie wiemy czy pisanie takich historii ma sens :)
No i ostatnie standardowe pytanie. O kim chcecie następny?





6 komentarzy:

  1. :'( dlaczego nie ma happy endu?!?!?!?!?!
    dlaczego?!?!?!?!?!?!?

    OdpowiedzUsuń
  2. *_* płakałam *_*
    Piękny *_*

    OdpowiedzUsuń
  3. Piekny :') poplakalam sie, a mnie nie jest latwo doprowadzic do placzu ...Cudny <3 Nadstepny moze z Lou?

    OdpowiedzUsuń
  4. :( Ryczałam jak głupia. Cudowny!!! Następny może z Louisem?

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku. Pod koniec tak mi sie zrobilo smutno ze poleciala mi lezka. A u mnie nie jest latwo to wymusic! Piękny. Po prostu... Brak mi slow aby to opisac. Moze nastepny z Najalem? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow :o ale się upłakałam ;(
    Cudowny a teraz może Niall ?

    OdpowiedzUsuń