poniedziałek, 9 lutego 2015

I need you

Przyszedłem do tej jebanej budy jak zwykle pięć minut przed rozpoczęciem lekcji. Wcale nie chciałem tutaj być. Miałem tylko nadzieję, że nie umrę z nudów, a potem jak zwykle pójdę z kumplami na miasto. W końcu zadzwonił dzwonek i wszyscy weszliśmy do klasy matematycznej. Usiadłem w ostatniej ławce, wykładając na nią nogi, tym samym układając sobie w głowie plan na jakiś rozpierdol. Stara Martha Godberg, która właśnie weszła przez drzwi to nasza wychowawczyni. Strasznie nienawidzę tej baby. Zawsze musi się do czegoś przyczepić, a najczęściej do mnie.
-Panie Malik, jak chce pan w końcu skończyć tę szkołę, to proszę usiąść normalnie i ściągnąć nogi z ławki- powiedziała do mnie tym irytującym głosem. Jak zwykle mnie wkurzyła, bo oczywiście nie mogła sobie odpuścić komentarza na temat tego, że już trzeci rok jestem w tej samej klasie. Teoretycznie mógłbym zrezygnować ze szkoły, ale wtedy moi starzy odcięliby mnie od kasy, a tego to bym nie przeżył. Chciałem jej już coś odpyskować, kiedy nagle drzwi od klasy otworzyły się, a do środka weszła jakaś dziewczyna. Nigdy wcześniej jej nie widziałem, ale muszę przyznać, że niezła z niej dupa. Miała długie czarne włosy, była dość niska i co najważniejsze miała spore cycki. Od razu mi się spodobała.
-To jest Lucy Flores. Jest nową uczennicą i przypisano ją do naszej klasy- powiedziała Godberg, a dziewczyna strasznie się zawstydziła i spuściła wzrok, obserwując swoje buty. Ona musi być moja! Przeleciałem już chyba wszystkie laski warte uwagi w tej szkole, ale ona wydaje się wyzwaniem. Jednak co to tam dla mnie. Pogadam z nią zbajeruję i od razu wskoczy mi do łóżka.
-Może usiądziesz za mną?- zapytałem z moim uśmieszkiem, któremu żadna dziewczyna nie umie się oprzeć, kiedy ona szukała dla siebie miejsca. Spojrzała na mnie zaskoczona i wtedy ujrzałem te piękne, przenikliwe, zielone oczy. Widziałem, że jest zakłopotana. Stała w bezruchu i nerwowo zaciskała w pięści rękawy swojego swetra.
-Nie zgadzaj się jeśli nie chcesz złapać jakiejś wenery. Siadaj koło mnie- odezwał się ten frajer Thomas. W tym momencie zagotowało się we mnie. Wstałem przewracając moje krzesło na podłogę. Prawie mu przywaliłem, ale odciągnęli mnie Rick i Matt. Kumple trochę mnie uspokoili, ale zaraz znów wkurwiła mnie Godberg.
-Same problemy z tobą Malik. Muszę cię jakoś ukarać. Nie pojedziesz na wycieczkę pomaturalną!
-Co kurwa?! Jest pani starą, grubą, zrzędliwą jedzą! Nie dziwię się pani BYŁEMU mężowi, że panią zostawił!- wykrzyczałem i wyszedłem z sali trzaskając drzwiami.
Jestem taki wkurzony, że mógłbym rozwalić całą tą pieprzoną budę gołymi rękami. Wyszedłem na zewnątrz. Było dość zimno i pochmurno. Wyraźnie zbierało się na deszcz. Musiałem się jednak jakoś uspokoić. Wyciągnąłem paczkę papierosów, które zawsze mam przy sobie i odpaliłem jednego z nich. Zaciągnąłem się, a po chwili wypuściłem dym nosem. Powtórzyłem to kilka razy, aż w końcu poczułem delikatne odprężenie. Nie mogłem jednak przestać myśleć o Lucy. Jest na prawdę bardzo ładna, a do tego wydaje się taka niewinna i trochę zagubiona. Muszę ją mieć. Ona musi być moja. Do tego jeszcze ten debil Thomas. Co on sobie w ogóle myślał? Czy on naprawdę uważa, że ja mu to odpuszczę? Frajer. Pożałuje tego i jeszcze pokażę mu kto rządzi w tej szkole. To tego ta stara kurwa Godberg. Zabroniła mi uczestniczyć w jedynej rozrywce, którą posiada ta jebana buda. Nienawidzę tej pizdy. Uwzięła się na mnie i tyle. Ale jeszcze wszyscy mnie popamiętają. Pożałują, że zadarli z Zayn'em Malikiem. Moje rozmyślanie przerwał dźwięk dzwonka kończącego pierwszą lekcję. Szybko zgasiłem papierosa i wszedłem z powrotem do szkoły. Musiałem teraz znaleźć Thomas'a i coś sobie z nim wytłumaczyć. Zobaczyłem go jak wchodził to łazienki. Od razu za nim poszedłem. Wpadłem tam i przypomniały mi się jego słowa. Ścisnąłem dłonie w pięści. On tylko patrzył na mnie z tym cwaniackim uśmieszkiem. Podszedłem do niego szybko i popchnąłem z całej siły na ścianę. Uderzył o nią z hukiem plecami. Zacząłem okładać go pięściami po brzuchu i twarzy. Próbował się bronić, jednak nic z tego. Byłem tak bardzo wkurzony, że nie był w stanie mnie powstrzymać. W końcu upadł na ziemię, łapiąc się za krwawiący nos.
-To cię kurwa nauczy gówniarzu, żeby nie wtrącać się w nieswoje sprawy!- krzyknąłem do niego.
-Ona będzie moja i nic na to nie poradzisz Malik!- powiedział dość cicho, ale ja usłyszałem.
-Chyba w snach. Ona jest moja, a jeśli ją tylko tkniesz, to nie będę już tak bardzo wyrozumiały jak teraz!- rzuciłem mu i wyszedłem trzaskając drzwiami.
Reszta lekcji minęła jak zwykle nudno i powoli. Thomas już się nie pojawił, ale nie dziwię się mu. Cały dzień jak głupi gapiłem się na Lucy, ale ta nie powiedziała nawet jednego słowa. Widocznie była mega nieśmiała. Nikogo tutaj nie znała. Nie wiem nawet dlaczego się tutaj przeniosła. Ale ja się dowiem. Dowiem się o niej wszystkiego i oczywiście przelecę tak jak wszystkie. W końcu do moich uszu dobiegł najpiękniejszy w tym momencie dźwięk- dzwonek kończący lekcje. Najszybciej jak tylko mogłem wyszedłem na zewnątrz. Spotkała mnie tam jednak niemiła niespodzianka. Padało i była tak paskudna pogoda, że odechciewało się dosłownie wszystkiego.
-Ej stary wybacz, ale dzisiaj nie mogę nigdzie iść. Muszę załatwić pewną sprawę- dobiegł do mnie zrezygnowany głos Matt'a.
-Ja muszę zapieprzać do domu na "rodzinny obiadek"- dodał poirytowanym tonem Rick.
-Spoko jakoś sobie poradzę. Miłej "zabawy". Nara- powiedziałem i zakładając na głowę kaptur, ruszyłem w stronę przystanku autobusowego. Dotarłem na miejsce o 15:40, a mój autobus miał przyjechać dopiero za dziesięć minut. Usiadłem na ławce, pod przeźroczystym dachem i czekałem aż w końcu będę mógł wrócić do domu. Marzyłem tylko o tym żeby zamknąć się w swoim pokoju, włączyć muzykę i mieć wyjebane na wszystko. Nagle przed moimi oczami pojawiła się Lucy. Szła dość szybko, niosąc na ramieniu swoją torbę. Miała mokre od deszczu włosy, przez co wyglądała naprawdę seksownie. Od razu postanowiłem do niej podejść i zagadać, bo to może być dobra okazja, żeby ją lepiej poznać. Wstałem z ławki i stanąłem na jej drodze. Zatrzymała się przede mną i popatrzyła na mnie tymi pięknymi oczami.
-Mógłbyś się umm... Odsunąć?- zapytała bardzo cicho i niepewnie.
-Chciałbym raczej żebyś ze mną tutaj została- odpowiedziałam trochę zachrypniętym głosem.
-Przepraszam, ale trochę się śpieszę... A poza tym jak byś nie zauważył pada.
-To ja pójdę z tobą- wypaliłem. Ona tylko wzruszyła ramionami i spuściła głowę w dół. Szliśmy chwilę w ciszy, kiedy dziewczyny nagle zaczęła pocierać swoje ramiona. O teraz jest moja szansa!
-Masz- powiedziałem do niej, ściągając swoją brązową bluzę i zakładając jej na ramiona.
-Umm... Dzięki- wyjąkała. Ona na prawdę jest tak bardzo nieśmiała? No trudno. Będę musiał się jednak trochę bardziej namęczyć niż myślałem.
-Mieszkasz gdzieś niedaleko?- zapytałem, a ona zerknęła na mnie.
-Obchodzi cię to?- powiedziała nieco głośniej.
-Nie za bardzo, ale muszę od czegoś zacząć mój podryw, tak?- uśmiechnąłem się do niej szeroko, na co ona zaśmiała się cicho zasłaniając twarz dłonią.
-No to? Mieszkasz gdzieś w okolicy?
-Tak. Przeprowadziłam się tutaj po... Znaczy niedawno- posmutniała.
-Jaka siła tobą kierowała, żeby przeprowadzać się na to zadupie?
-Musiałam.
Na tym nasza rozmowa się skończyła. Mogłem ją oczywiście ciągnąc dalej, ale Lucy właśnie skręciła w stronę pewnej furtki dając mi znak, że tutaj mieszka. Był to niewielki, szary domek. Wydaje mi się jednak, że mieszkała tutaj jakaś starsza kobieta, a raczej mieszka dalej, bo wychyliła się właśnie przez okno i zawołała Lucy. Dziewczyna otworzyła bramkę i weszła na posesję. Ja odwróciłem się i już miałem odchodzić, kiedy usłyszałem za sobą jej głos.
-Zayn... Bluza!- zawołała i podniosła ją do góry.
-Zatrzymaj ją. Niech to będzie symbol naszego pierwszego spotkania i mojego nieudanego podrywu- powiedziałem puszczając jej "oczko" i odszedłem.

Następnego dnia czekała mnie ta sama męka co wczorajszego dnia. Przyszedłem do szkoły, spotykając na korytarzu moich kumpli. Rozmawialiśmy jak zwykle, kiedy w końcu pojawiła się Lucy. Miała na sobie moją bluzę. Wyglądała na niej dużo lepiej niż na mnie i przyznam, że poczułem taką jakby satysfakcję. Ma moją bluzę co oznacza, że jest już tak trochę moja.
-Ej stary czy to twoja bluza, którą miałeś wczoraj?- zapytał zdezorientowany Rick pokazując na Lucy.
-Może moja, może nie.
-Nie mów, że już się z nią pieprzyłeś?- kontynuował Matt.
-Pracuję nad tym- powiedziałem i wszedłem do klasy, bo właśnie zadzwonił dzwonek rozpoczynający lekcje.
Wyszukałem wzrokiem Lucy. Siedziała sama w ławce, na tyle klasy. Patrzyła w blat stołu bawiąc się rękawami bluzy. Wziąłem głęboki wdech i podszedłem do niej. Rzuciłem plecak na ziemię i usiadłem obok niej na krześle. Nic się nie odezwała, tylko przeskanowała wzrokiem dokładnie moją twarz. Posłałem jej ciepły uśmiech i wyjąłem książki na stolik. Po chwili w klasie pojawił się nauczyciel historii. Lekcja była tak nudna, że prawie zasnąłem. Wpadłem w końcu na pewien pomysł. Wyciągnąłem rękę w kierunku zeszytu Lucy i zabrałem go jej. Ona tylko zmarszczyła brwi i czekała co zrobię dalej. Wziąłem długopis i na ostatniej stronie napisałem: "Dzisiaj też wracamy razem :*". Zamknąłem zeszyt i oddałem go jej. Przeczytała moją wiadomość i tylko przewróciła oczami. Odwróciłem się z powrotem w stronę nauczyciela, jednak kątem oka nadal obserwowałem dziewczynę. Pojawił się na jej twarzy chwilowy uśmiech. Wiedziałem oczywiście, że spodobała jej się moja propozycja.
Około czternastej lekcje dobiegły końca. Mogłem odetchnąć z ulgą, bo udało mi się jakimś cudem nie narazić żadnemu nauczycielowi. Wyszedłem na zewnątrz, oparłem się o jedną ze ścian obok wejścia i czekałem na Lucy. W końcu wyszła i ze spuszczoną głową szła dalej. Zaśmiałem się pod nosem i ruszyłem za nią.
-Chyba się umawialiśmy- powiedziałem do jej ucha, zarzucając rękę wokół jej ramion.
-Myślałam, że żartujesz.
-Dlaczego miałbym?
-Nie wiem. Nie ważne.
Wyszliśmy na chodnik, którym szliśmy wczoraj. Panowała między nami cisza, a ja kompletnie nie mogłem się na niczym skupić, bo patrzyłam na nią i nie mogłem przestać.
-Jak ci się podoba w nowej szkole?- zapytałem w końcu przygryzając wargę.
-Jak to w szkole. Same nudy, poza tym nikogo nie znam.
-W końcu ktoś mnie rozumie- zaśmiałem się.
-Poza tym znasz mnie.
-Tak szczerze to wiem tylko jak masz na imię.
-A to dziwne, bo ja o tobie tyle samo. Opowiedz mi coś o sobie.
-Zayn... Ale ja nie wiem co. Nie mam ciekawego życia, ani nic z tych rzeczy- powiedziała i popatrzyła w moje oczy.
-No nie wiem. Dlaczego tutaj przyjechałaś? Gdzie wcześniej mieszkałaś? Jaka jesteś? Co lubisz? Po prostu mów. Masz taki piękny głosik, że mógłbym go słuchać cały czas. A najbardziej, to chciałbym usłyszeć cię krzyczącą moje imię- powiedziałem, a ona się zarumieniła.
-Więc... Mieszkałam kiedyś na Florydzie, ale musiałam się przeprowadzić tutaj do Bradford bo... Umm... Moi rodzice zginęli w wypadku i teraz moim opiekunem jest babcia.
-Umm przepraszam, nie wiedziałem- zrobiło mi się trochę przykro. Ta dziewczyna straciła rodziców, straciła coś bardzo ważnego, a ja chciałem ją tak po prostu tylko zaliczyć.
-Nic się nie stało. To teraz ty powiedz coś o sobie.
-Nie ma o czym opowiadać. Jestem już trzeci rok w tej samej klasie. Mieszkam w centrum w apartamencie moich dzianych rodziców. Wszyscy myślą, że jeśli mamy kasę, jesteśmy najszczęśliwszą rodzinką pod słońcem. W rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie. Ojciec zdradza moją matkę, a ona nic nie może z tym zrobić, bo jest od niego zależna. W kółko tylko się kłócą. W szkole mam opinię no... Chyba sama już wiesz, a jeśli nie to lepiej żebyś nie wiedziała- nie wierzę w to co właśnie zrobiłem. Lucy jest pierwszą osobą poza Matt'em i Rick'iem, której powiedziałem o swoim prawdziwym życiu. Otworzyłem się przed nią i jest mi z tym jakoś tak dziwnie dobrze. Mogłem w końcu to z siebie wyrzucić.
-Wiem jak to jest. Znaczy wiem jak to jest być tym "bogatym, rozpieszczonym, szczęśliwym dzieciakiem". Kiedy byłam jeszcze w gimnazjum... Miałam sporo znajomych, ale takie "prawdziwe" przyjaciółki miałam dwie. Super się rozumiałyśmy, gadałyśmy o wszystkim. Wyjawiłam im swoje największe sekrety. Potem okazały się fałszywymi sukami, które przyjaźniły się ze mną tylko dlatego, że miałam trochę więcej pieniędzy, a za moimi plecami obgadywały mnie do wszystkich moich znajomych i opowiadały jakieś niestworzone historie, przez które wychodziłam na tą najgorszą.
-To dlatego jesteś teraz tak... No wiesz taka nieśmiała. Boisz się ponownie zaufać?- zapytałem, bo w końcu spotkałem osobę, która chociaż trochę mnie rozumie.
-Tak, chyba tak. Nie umiem jakoś przezwyciężyć w sobie tego lęku, że znów się do kogoś przywiążę, a ta osoba znów mnie zostawi- powiedziała, a jej piękne oczy posmutniały.
-Mnie możesz zaufać- powiedziałem zupełnie szczerze. Chciałem, żeby odzyskała wiarę w ludzi, chociaż wiem, że niektórzy nie są tego warci. Nadal chciałem żeby była moją, ale teraz już w trochę inny sposób. Chciałem się z nią spotykać, rozmawiać z nią,
-I proszę cię nie słuchaj tych wszystkich ludzi, którzy oceniają mnie, kiedy nawet mnie nie znają.
-Nie zamierzam, wiem jak to jest i nie chcę żeby ktoś przechodził przez to samo co ja.
W tym momencie przez moje ciało przeszło przyjemne ciepło i pewien impuls. Chciałem ją przytulić. Bałem się jak zareaguje. Odważyłem się jednak i już po chwili złączyłem nasze ciała w przyjemnym uścisku. Czułem, że Lucy na początku wstrzymała na chwilę oddech, ale potem rozluźniła się i wtuliła w mój tors. Pachniała tak cudownie. Cała jest taka cudowna. Zupełnie inna niż te wszystkie laski ze szkoły. Taka niewinna, cicha, spokojna, ale jednocześnie ma w sobie to coś co mnie do niej przyciąga. Pierwszy raz w moim życiu czuję coś takiego. Odsunąłem się w końcu od dziewczyny i posłałem jej uśmiech. Odpowiedziała mi tym samym. Przeszliśmy jeszcze kilka metrów w kompletnej ciszy, aż w końcu ona skręciła do swojego domu, a ja zostałem dalej na ulicy. Patrzyłem na nią aż nie zniknęła w drzwiach. Odetchnąłem głęboko i popatrzyłem w niebo. Chyba znów zanosi się na deszcz. Mimo to byłem jakoś tak niespotykanie szczęśliwy. Postanowiłem pojechać autobusem do miasta.
Przechadzałem się po ulicach oglądając wystawy sklepowe. Natknąłem się w końcu na sklep jubilerski. Poczułem potrzebę kupienia jakiejś ozdóbki dla Lucy. Chciałem jej to dać żeby zrozumiała, że naprawdę ją polubiłem i, że mi na niej zależy. Wszedłem do środka i zacząłem przeglądać różne pierścionki, bransoletki i naszyjniki. Zobaczyłem w końcu zwyczajny złoty łańcuszek. Poprosiłem o niego sprzedawcę i poinformowałem, że chciałbym do tego dwie złote literki. Jedna to "Z" jak Zayn, a druga to "L" jak Lucy. Sprzedawca podał mi to o co prosiłem i po kilku minutach byłem już w drodze do domu. Siedziałem w autobusie i patrzyłem przez okna. Widziałem rodziców spacerujących ze swoimi dziećmi. Przypomniało mi się wtedy jak to było kiedyś. Moi rodzice się nie kłócili. Chodziliśmy razem do parku. Mama siedziała na ławce, a ja razem z moim tatą i... Bratem graliśmy w piłkę. Tak miałem brata. Miałem. Zmarł trzy lata temu. Miał raka płuc i niestety nie udało się go uratować. To właśnie od tamtego czasu zaczęły się nasze problemy. Ja opuściłem się w nauce, zacząłem palić i stałem się taki jaki jestem. Ojciec coraz częściej wyjeżdżał w delegacje, gdzie zabawiał się ze swoimi kochankami. Matka popijała. Teraz w domu są same kłótnie. Nie rozumiemy się już tak jak kiedyś. W końcu autobus zatrzymał się na moim przystanku, a ja wysiadłem. Byłem w domu pięć minut później. Wszedłem do środka, ale zastała mnie dziwna cisza. Czyżby nikogo nie było? Może to i lepiej. Posiedzę sobie w końcu w spokoju. Zrobiłem sobie coś do jedzenia po czym poszedłem do swojego pokoju i włączyłem laptopa. Przesiedziałem tak resztę dnia po czym po prostu położyłem się i zasnąłem.
Kiedy rano wychodziłem w domu nadal nikogo nie było. Ojciec pewnie wyjechał, ale matka? No trudno. Są dorośli i nie mogę się wtrącać w ich życie. Wziąłem ze sobą kupiony wczoraj naszyjnik i pojechałem do szkoły. Tam spotkała mnie niemiła niespodzianka. Lucy tego dnia nie pojawiła się w szkole. Przez cały dzień miałem jednak inne towarzystwo. Była to Viki. Blondynka z mojej klasy, z którą kiedyś się przespałem. Przez cały dzień nie odstępowała mnie nawet na krok. Flirtowała ze mną. Widocznie chciała się znów ze mną pieprzyć. Nie byłem jednak nią zainteresowany więc "uprzejmie" poinformowałem ją o tym. Po skończonych zajęciach pod pretekstem dania notatek Lucy postanowiłem do niej iść. Zapukałem do drzwi domu. Po chwili pojawiła się w nich jej babci. Niska starsza kobieta o siwych włosach, związanych w koka i miłej twarzy, pokrytej zmarszczkami.
-Jest Lucy?- zapytałem od razu.
-Tak, proszę wejdź chłopcze. Lucy jest chora, ale jeśli się nie boisz możesz do niej zajrzeć.
Zostałem zaprowadzony do pokoju dziewczyny. Cicho zapukałem, ale gdy nie dostałem odpowiedzi sam uchyliłem drzwi i wszedłem do środka. Lucy leżała na łóżku. Spała. Wyglądała tak słodko, mimo, że cicho chrapała, a jej twarz była cała czerwona. Uśmiechnąłem się tylko pod nosem. Nie chciałem jej budzić, więc zostawiłem swoje zeszyty na jej biurku i szybko opuściłem jej dom. Byłem dzisiaj jeszcze umówiony z Matt'em i Rick'im na siłowni. Dotarłem tam kilkanaście minut później, a oni już czekali na mnie przed wejściem.
-Cześć stary. Jak tam twoja nowa lasia?- zapytał Matt.
-Cześć wam. Lucy? Jest chora. Właśnie zaniosłem jej notatki. Nawet nie wiecie jaka ona jest... No wiecie... Fajna.
-Świetnie wygląda, jest naprawdę seksowna- skomentował Rick.
Przewróciłem tylko oczami. Nie chciałem dalej ciągnąć tej rozmowy. Weszliśmy do środka i wykupiliśmy karnety. Ćwiczyliśmy dobre dwie godziny. Wyszliśmy, kiedy na zewnątrz już zaczynało się ściemniać. Pożegnałem się z  kumplami i złapałem autobus, który jechał pod mój dom. Wysiadłem właśnie na przystanku, kiedy nagle usłyszałem dźwięk telefonu. Dzwonił do mnie jakiś nieznany numer. Byłem trochę zdziwiony, jednak odebrałem. Dzwonili z policji. Przez to co mi powiedzieli załamał mi się cały świat. Moja matka szła pijana przez miasto i została potrącona przez samochód. Zmarła na miejscu. Kiedy tylko to usłyszałem nogi się pode mną ugięły. Ręce mi się trzęsły. Poczułem w gardle wielką gulę, która utrudniała mi oddychanie. Oczy zaszły mi mgłą. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Moja mama... Ona nie żyje. UMARŁA. Już nigdy jej nie zobaczę. Nie przytulę. Nie powiem jej, że ją kocham. A w końcu nie robiłem tego tak dawno. Może w ostatnim czasie nie była z niej najlepsza matka, ale w końcu kochałem ją mimo wszystko. Wszedłem szybko do mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Wbiegłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Wbiłem twarz w poduszkę i po prostu krzyczałem. Krzyczałem i płakałem z bólu, który musiał znaleźć dla siebie drogę wyjścia. Dlaczego to właśnie mnie zawsze muszą spotykać takie przykrości? No DLACZEGO?! Resztę dnia, a także nocy spędziłam w łóżku. Próbowałem to sobie wszystko poukładać, ale nie umiałem. Nie umiałem poradzić sobie z tym co się stało. Teraz nie miałem już praktycznie nikogo na tym pieprzonym świecie. Został mi tylko ojciec, którego i tak mało obchodzi co się ze mną dzieje. Nie! Jest jeszcze Lucy. Ta drobna brunetka, która sprawia, że czuję się szczęśliwszy i chce mi się żyć. Chcę żyć dla niej. Muszę o nią walczyć i pokazać jej jak bardzo jest dla mnie ważna. Pokazać jej, że zmieniła mnie, że zmieniła całe moje popieprzone życie. Nie miałem już więcej ochoty pieprzyć pierwszych lepszy lasek. Chciałem się ustatkować. Mieć przy sobie osobę, która będzie mnie kochać. Szczerze mam nadzieję, że będzie to piękna zielonooka dziewczyna, którą poznałem zaledwie kilka dni temu.

Trzy dni później odbył się pogrzeb mojej matki. Nawet ojciec się poświęcił i przyjechał na cmentarz. Zjawili się także Matt i Rick. Poza nimi było jeszcze kilkoro ludzi z rodziny, których i tak słabo kojarzyłem. Ceremonia szybko dobiegła końca. Cały czas udawałem, że niezbyt mnie to rusza, ale tak naprawdę w środku, aż rozsadzało mnie z bólu i tęsknoty. Kiedy wszyscy się już rozeszli ja zostałem tam i wpatrywałem się w grób. Po moich policzkach spłynęła słona łza. Wyciągnąłem z kieszeni ulubiony naszyjnik mamy i położyłem go między kwiatami na marmurowej płycie. Zaczynało się ściemniać więc po kilku minutach poszedłem do domu. Czułem się źle, a nawet bardzo źle. Moja mama odeszła, a Lucy nie odzywała się do mnie od czterech dni. Właśnie wtedy zrozumiałem, jak bardzo ważna dla mnie jest. Może znamy się zaledwie kilka dni, ale ja czuję, że to coś wyjątkowego. Mam taką wewnętrzną potrzebę spędzania z nią czasu. Patrzenia na nią, rozmawiania z nią. Poznałem człowieka, który przeszedł podobną historię do mojej. Mam w końcu kogoś kto mnie zrozumie. Nie mogę jeszcze jej stracić. W poniedziałek pójdę do szkoły. Mam nadzieję, że już wyzdrowiała i także się pojawi. Wszedłem do domu. Był tam już mój ojciec. Rozmawiał z kimś przez telefon. Wnioskuję, że to jakaś nowa kochanka. Jak on w ogóle tak może? Dopiero co pochowali jego żonę, a on już gada z nową pindzią.

Wszedłem do szkoły jak zwykle zaraz przed dzwonkiem. Poszedłem pod klasę. Przywitałem się z moimi kumplami. Odnalazłem wzrokiem Lucy. Posłałem jej promienny uśmiech, jednak ona tylko odwróciła głowę. Była zła? Ale dlaczego? Co ja znowu takiego zrobiłem? Spojrzałem na Viki. Wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie. Popatrzyła na mnie, zaśmiała się i odgarniając włosy odwróciła się w stronę innych dziewczyn. Co ona znów narobiła? Zadzwonił dzwonek na lekcje. wszedłem do klasy i zająłem miejsce obok Lucy. Ta jednak szybko wstała, spakowała swoje rzeczy i usiadła obok Thomas'a. No ale kurwa dlaczego? Rzuciłem mu tylko nienawistne spojrzenie i oparłem się na krześle. Lekcja była tak nudna, że myślałem, że tam nie wytrzymam. W końcu jednak zadzwonił dzwonek i mogłem wyjść z sali. Szybko dogoniłem Lucy i złapałem ją lekko za ramię.
-Ej poczekaj. Coś jest nie tak?- zapytałem.
-Już wszystko wiem! Jak mogłeś?! A ja ci zaufałam. Byłam taka głupa.
-Co wiesz? Co ja zrobiłem?- byłem zdezorientowany.
-Viki wszystko mi powiedziała. Chciałeś mnie tylko przelecieć. Dlatego się ze mną zadawałeś. A ja opowiedziałam ci o moim życiu. Jesteś dupkiem i tyle!- wrzasnęła i próbowała się wyrwać z mojego uścisku. Jej wyznanie kompletnie mnie zaskoczyło. Jak ta suka Viki mogła jej nagadać takie rzeczy. Może na początku tak było, ale gdy pogadałem z nią to wszystko się zmieniło. Jest dla mnie ważna i nie mogę jej stracić. Nie teraz. Muszę jej wszystko wytłumaczyć. Gdy jednak się otrząsnąłem dziewczyny już nie było. To nie może się tak skończyć. Postanowiłem zerwać się z reszty lekcji. Szybko wróciłem do domu i zabrałem łańcuszek, który kupiłem w tamtym tygodniu dla Lucy. Może jeśli go jej dam to mi uwierzy. Wróciłem przed szkołę dokładnie wtedy, gdy lekcje dobiegły końca. Czekałem przed wejściem na dziewczynę, jednak ta długo się nie pojawiała. W końcu wyszedł Matt. Dowiedziałem się od niego, że Lucy źle się poczuła i wróciła wcześniej do domu. Najszybciej jak tylko umiałem poszedłem pod jej dom. Otworzyła mi jak zwykle jej babcia. Po krótkich namowach w końcu wpuściła mnie do środka. Poszedłem do pokoju Lucy i zastałem dziewczynę leżącą na łóżku. Była blada i ciężko oddychała.
-Proszę cię Zayn zostaw mnie. Idź stąd!
-Nie mogę. Na prawdę mi na tobie zależy. Pozwól mi wszystko wyjaśnić.
-Zayn źle się czuję.
-Nie musisz nic mówić tylko mnie wysłuchaj.
-No dobrze- powiedziała i usiadła opierając się plecami o zagłówek łóżka. Ja usadowiłem się obok niej.
-To co powiedziała ci Viki... Na początku rzeczywiście miałem taki zamiar, ale tego dnia kiedy wracaliśmy razem. Wtedy jak opowiedziałaś mi swoją historię... Coś we mnie pękło. Zrozumiałem, że jesteś wyjątkowa. Doznałaś w życiu wielu przykrości, podobnie jak ja. Poczułem wtedy, że ktoś w końcu mnie zrozumie. Opowiedziałem ci o swoim życiu. To wszystko była prawda. Pominąłem tylko fakt, że kilka lat temu straciłem brata, a teraz... Zmarła moja mama- w tym momencie moje oczy stawały się coraz bardziej mokre.
-Jestem praktycznie sam na tym pojebanym świecie. Miałem nadzieję, że chociaż ty ze mną zostaniesz. Kupiłem ci to w tamtym tygodniu. Żebyś nigdy o mnie nie zapomniała, żebyś mi zaufała i uwierzyła, że jesteś dla mnie ważna- powiedziałem wyciągając złoty łańcuszek z naszymi inicjałami. Wręczyłem go jej, a po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy.
-Ja... Przepraszam, że... Tak zareagowałam. Chyba.
-Proszę cię uwierz mi. Nie kłamię. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Zatrzymaj ten naszyjnik, proszę- otarłem kciukiem łzy dziewczyny i wyszedłem z jej domu. Muszę dać jej trochę czasu.

Przez cały tydzień nie wychodziłem z domu. Nie miałem sił ani ochoty. Matt i Rick dzwonili kilka razy, ale zawsze mówiłem im tylko, że jest okej i rozłączałem się. Tak naprawdę nie było dobrze. Nadal cierpiałem po starcie matki, na dodatek ciągle kłóciłem się z ojcem. Powiedział mi nawet, że śmierć mojego brata i mamy to tylko i wyłącznie moja wina. Fajnie prawda? Czasami zastanawiałem się nawet czy jest sens żyć dalej. Może wszystkim byłoby lepiej gdyby mnie nie było? Lucy nie odzywała się do mnie od czasu naszej ostatniej rozmowy. Ten fakt dobijał mnie jeszcze bardziej. Byłem już na skraju wytrzymałości. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Całę dnie spędzałem w łóżku. Oglądałem stare zdjęcia z dzieciństwa i po prostu płakałem. Tak ja. Zayn Malik płacze. To takie żałosne. Całe moje życie jest żałosne i nie ma sensu. Wstałem właśnie by iść do łazienki, kiedy usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi. W starych, szarych dresach i za dużej koszulce poszedłem otworzyć. Gdy tylko uchyliłem drzwi rzuciła się na mnie drobna, czarnowłosa dziewczyna. Lucy! Pogłębiłem nasz uścisk i poczułem się dużo lepiej. To takie dziwne, że jedna osoba może wywołać tyle szczęścia.
-Zayn ja... Przemyślałam to wszystko. Potrzebuję cię- powiedziała cicho po chwili.
-Lucy przepraszam. Byłem dupkiem, ale uwierz mi zmienię się, a nawet już się zmieniłem... Dla ciebie. Bo ja... Ja chyba... Kocham cię- powiedziałem prawie niesłyszalnie.
-Przyszłam tutaj, bo martwiłam się o ciebie. Przez cały tydzień, gdy cię nie widziałam moje serce pękało. Czułam się winna, że tak cię potraktowałam... Przepraszam.
Właśnie wtedy złączyłem nasze usta w najcudowniejszym pocałunku w moim życiu. Kiedy ona jest przy mnie życie wydaje się całkiem inne. Pełne optymizmu. Tak to jest miłość. Kocham Lucy, i wydaje mi się, że ona kocha mnie. To najlepsze uczucie jakie można czuć. Dla takiego uczucia warto przeżyć nawet najgorszy ból.

                                                                                                                                         

Hejka! No to mamy pierwszego imagina! Jak wrażenia? Podoba się czy nie za bardzo? Chciałybyśmy widzieć tu komentarze bo nie wiemy czy dalsze takie pisanie ma sens.
Co powiecie na to, żeby kolejny był o Liam'ie? Jeśli nie to prosimy o pisanie propozycji w komentarzach.
Do następnego :*

15 komentarzy:

  1. <3 kocham, kocham, po prostu kocham

    OdpowiedzUsuń
  2. no no całkiem spoko ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietny <3 podoba mi sie to, ze wszystko dokladnie opisujecie i nie jest to takie krotkie tylko naprawde mozna sie w tym zatracic i czytac :)) moze byc z Liamem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piszcie dalej ;) ten jest cudowny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże płaczee :'))) chcę kolejny !!! :'*

    OdpowiedzUsuń
  7. WOW!! Świetne!!! Piszcie kolejne!! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. hjggdtreguhjhn brak słów
    Kocham i czekam na nexta
    Ps.Fajnie że nie piszecie takich krótkich tylko takie długie i szczegółowe :)

    OdpowiedzUsuń
  9. OmG *0*0*0* wspaniały :') cudowny :') genialmlny :') może następny z Niallem? ^^
    xmilkaax

    OdpowiedzUsuń
  10. Super, naprawdę warto poczytać. Fajne jest to, że jest dobrze opisane, dokładnie :-) może z Liam'em?

    OdpowiedzUsuń